środa, 2 grudnia 2015

Kontakt



Ten fragment jednego z najbardziej znanych dzieł jako pierwszy przyszedł mi na myśl w ramach tego co chciałbym napisać, choć pewnie powinienem tu wstawić symbol e-mail.

Od pradziejów ludzie poszukują kontaktu. 
Od tego najbardziej pierwotnego po ten, który sprawia, że nawet milczenie we dwoje staje się rozkoszą dla duszy. Przede wszystkim jednak chodzi nam o kontakt międzypłciowy.

Oczywiście rozumiemy się doskonale w ramach tej samej płci, ale nie daje nam taka relacja oddechu. Koledze nie powiesz przecież pewnych rzeczy, a już na pewno nie takim tonem głosu jak dziewczynie, co gorsza przestraszyłbyś się gdyby odpowiedział :)
Koleżanka zaś zacznie zadawać zbyt wiele pytań, a to już daje zbyt duży dyskomfort. Potrzebujemy adoracji, potrzebujemy wysłuchania, potrzebujemy dotyku.
Kiedyś wystarczyło potrafić uderzać głośno gałęzią w ziemię lub rozrzucać spektakularnie kamienie aby wywabić z jaskimi co durniejszą, acz ciekawą kosmatkę, ale nikt się tego nie bał. Potem nadeszła pora rysunku na ścianie, którym można było zaimponować równie dobrze jak gałęzią. Rozwój jednak nie pozwala pozostać przy byle czym bo przecież płeć jeszcze niepiękna już wtedy podnosiła poprzeczkę mając coraz to większe wymagania.

Funkcja umyślnego to już historia sama w sobie. Targał biedak wiadomości na znaczne przecież odległości, a nadawca nigdy nie miał pewności co się z nimi stanie. Poczta pewnością była większą, ale należało do kompletu umieć pisać, Ci niepiśmienni zdani byli wciąż na kontakt bezpośredni. Nastały jednak lata cudowne, lata w których odległość przestała mieć znaczenie, a świat zaczął się kurczyć. 

Przeszliśmy przez telefony, modemy, komunikatory, facebook'a. Dokąd doszliśmy? 

Dziś zamiast się spotkać piszemy. Już nawet nie rozmawiamy. 
Piszą nastolatkowie, starsze panie, księża, taksówkarze i koleś w kabinie dźwigu. Psychopaci szukają ofiar, Ci z niskim ego komplementów, Ci z wybujałym chcą poklasku. Komuś urodziło się dziecko, a samobójca podświadomie chce aby ktoś go powstrzymał. W eter lecą manifesty, obelgi, groźby oraz uczucia. 

Jedno pozostaje niezmienne. Potrzeba kontaktu. Cała reszta jest iluzją.
Możemy być kim chcemy. Wysokimi brunetami, pięknymi i szczupłymi dziewczynami. Większy samochód, większy biust, większe ego.. Można dosłownie wszystko i nic tak naprawdę nie jest prawdziwe. Zatracamy tak siebie jak język jakim się posługujemy. 

Ten miecz jest jednak obosieczny. Opisujemy siebie, ale i na podstawie słów czytanych budujemy obrazy, tworzymy swoją iluzję na wzór własnych kłamstw.

Boimy się już jednak kontaktu. Boimy się spotykać z ludźmi. Rozmawiać z nimi.
Pamiętam gdy będąc małym chłopcem dom rodzinny tętnił życiem. Wszelkie urodziny, imieniny. Spotkania z okazji i okazji jej braku. Rozmowy do rana, tańce, żarty, pełnia życia. My smarkateria padaliśmy w końcu i w ośmiu leżeliśmy w poprzek łóżka. Nikt nie wychodził tylko dlatego, że dziecko należy położyć. Nie umawiali się. Wpadali. Spotykali się na mieście i umawiali na piątek. Tak po prostu na 18-tą w piątek.

Dziś jest podobnie. Spotykamy się i również się umawiamy, robimy to jednak bardzo rzadko. Umawiamy się.... Wpadnijcie do nas kiedyś... Kiedyś, czyli nigdy. Nie chcemy?

Może lepiej nam w tych naszych samotniach, przed ekranami telefonów, laptopów gdy nikt nie patrzy nam w oczy. Mamy czas na zebranie myśli zanim odpiszemy tylko po to aby znów być kimś innym. Lepszym. 
Nie dzwonimy już tylko piszemy. Stajemy się sobie obcy. Pisząc rozmawiamy godzinami, rozmawiając brakuje nam słów.

W tym wszystkim jednak czai się stale przeogromna tęsknota. Tęsknota za kontaktem, który stał się towarem deficytowym, ale też sami go takim zrobiliśmy.

Tęsknota, która dziś wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś. 


Tęsknota, którą odczuwamy gdy wszyscy już poszli spać, a my, trzymając dłonie na klawiaturze osiągamy świadomość, że nie ma już do kogo pisać. Jesteśmy ostatni i czas gasić światło.

Przywykliśmy jednak do tego tak bardzo, że z nadejściem kolejnego dnia ceremoniał zaczyna się od nowa. Wpadamy do biur i uruchamiamy facebook'a. To nic, że od przebudzenia towarzyszy nam na ekranie telefonu. Wiemy co zjadł sąsiad na śniadanie i jak bardzo pada choć nie zdążyliśmy jeszcze wyjrzeć przez okno. Zmoknięty pies koleżanki, którego zdjęcie zamieściła przed chwilą dość jasno o tym świadczy. Wiemy doskonale, że przyjaciele z gdańska byli w Londynie, a ciotka kumpla wczoraj opiła nowego opla i pęka jej głowa. 
Sami zamieszczamy szczoteczkę do zębów i sweetfocię z rozczochranymi włosami. Po drodze piękny widoczek, słońce zza chmury i komentarz do podobnych zdjęć od znajomych. 

Co u rodziców? Jak się czują? Nie wiesz?

Szklane życie zza ekranu. Komentujemy politykę, otwarcie nowej kawiarni, ciastka na zdjęciu i roladę sąsiada.
Doradzamy w sprawach technicznych i pytamy znajomych czy ktoś nie ma pożyczyć wiertarki. 

Nikt nie dzwoni. Nikt o spotkaniu praktycznie nie myśli. 

Stajemy się tak odludni jak bardzo za ludźmi tęsknimy. Potem gdy ich spotykamy nie potrafimy spojrzeć w oczy, nie umiemy rozmawiać. 

Doskonale widać wśród spotkań ze znajomymi ludzi samotnych, to oni siedzą z telefonami w dłoni, czekają na kontakt ze swojego świata. Nie pchają się do ludzi bo przecież każdy kogoś ma. Lgną do ekranów bo to ich jedyny towarzysz, a za nim ktoś podobny. Tęsknią za powracaniem do domu, do kogoś, ale wracają do komputera. Wpatrują się w niego jak w wyrocznię uśmiechając się gdy ktoś ze znajomych napisze choćby słowo. Sami boją się zaczepić by nie wyjść na nachalnych. 

Każdy z nas potrzebuje kogoś, jesteśmy społeczni, a na własne życzenie brniemy w kierunku aspołecznych zachowań. Niby mamy znajomych, ale z nikim się nie widujemy z rzadka jedynie popijając wspólnie kawę.

Wszyscy opiewamy zdjęcia z dzieciństwa pokazujące nam podobnych na trzepaku w gronie znajomych. Śmiejemy się, że gimbaza dziś nie wie co to kaseta magnetofonowa i jak zbudować dobrą procę. Komentujemy, że nie mieliśmy tego czy tamtego, a przeżyliśmy i mamy wspomnienia.
Uważamy się za lepszych.

I tak pewnie jest, tylko dlaczego piszemy to wszystko zza ekranu telefonu.

piątek, 6 listopada 2015

Samoloty



Od zarania dziejów kręciło ludzi latanie.
Spoglądali na ptaki i wyobrażali sobie jak to jest spojrzeć z góry, zawisnąć gdzieś tam, wysoko i spoglądać na świat.
Każdy z nas o tym marzył lub marzy. Jedni realizują te marzenia skacząc ze spadochronem, inni, bardziej majętni lub może bardziej odważni próbują paralotni. Nieliczni siadają za sterami szybowców, a jednostki spełniają swe fantazje robiąc licencje pilota.
Większośc jednak siada przed telewizorem i z kielichem w dłoni powiada wszystkim wokół, że też by tak poleciało. Ech.....

Łączy ich jedno, pragnienie wzbicia się w powietrze. Pragnienie tak silne, że potrafią postawić na to wszystko co mają, choć nie bez znaczenia jest sam fakt odpowiadania na pytanie czym się zajmujesz ;) Jestem pilotem.

No sami zobaczcie jak to brzmi...

Niemniej jednak aby poczuć tę odrobinę swobody najtaniej jest wejść na szczyt by choć musnąć tego wiatru wiejącego ponad wierzchołkami drzew. Spełniamy się wchodząc coraz wyżej, budując coraz wyższe budynki, wzlatując na wyższy pułap. Spoglądamy z góry na otaczający nas świat i dopieszczamy naszą egoistyczną wolę bycia Panami świata.
Mało nam było skoków, mamy samoloty, byliśmy w kosmosie i ciągnie nas dalej. Latanie to coś jak obsesja. Paradoksalnie nieloty nie mają takich ciągot choć są przecież ptakami, a człowiek? Ciężki jak obora, nieprzystosowany, ale cholera czuje ten mus. No choćby w spodnie ze strachu miał narobić to już od dziecka włazi na drzewa jakby gniazdo uwić chciał i z niego potem skacze.
Nie straszne są nam połamane nogi i zagipsowane ramiona. Lot sam w sobie i strach jaki mu towarzyszy wynagradzają wszystko, a skuteczne lądowanie? Bajka

W tym wszystkim nakręca nas jak sprężynę ciągła gonitwa, zmiany, nowe technologie i pomysły, ale jedno pozostaje niezmienne. Większość ludzi przed wejściem na pokład samolotu mówi, że boi się latać. Nawet Ci, którzy się do tego nie przyznają głośno, odczuwają ten lęk. Nie można się go wyzbyć, można się przyzwyczaić, ale czy to jest właściwe podejście? Człowiek oswojony ze strachem staje się nieostrożny, ale wsiadająć do samolotu ostrożnośc ogranicza się do tego by się nie potknąć, bo jaki mamy wpływ na to co potem?

Latamy jednak, latamy bo wszędzie bębni się, że to najbezpieczniejszy środek transportu. Może i tak, może nie. Nie wszędzie jednak da się dojechać, że o dojściu wspominał nie będę no i pomimo strachu ludzie lecą.

Wszyscy lecą i wszyscy się boją. Boją się latać moi rodzice, boją się latać moi znajomi i nadal latają. 

Czasem mam wrażenie, że jestem jedynym człowiekiem na ziemi, który nie boi się latać. Bo czego tu się bać? Latanie jest fajne.

Ja boję się katastrofy.



wtorek, 13 października 2015

Sex....



Zainspirowany cytatem z FB pod którym gremialnie wypowiadają się kobiety bijąc brawa postanowiłem przedstawić swój punkt widzenia.

Cytat brzmi:



"Nie dotykaj kobiety tak, jak ona chce.
Dotykaj tak, jak chce, ale wstydzi się poprosić."


Każdy facet teraz budzi wyobraźnię o swojej żonie w lekkim wyuzdaniu lub ubraną w dziką bieliznę. Inni zaś roją sobie wysublimowanie i klasę. No co kto lubi. Prawda jest taka, że gdy się nad tym zastanowić, to my, mężczyźni potrafimy powiedzieć o tym czego chcemy, pragniemy. Potrafimy poprosić o bieliznę, o krótką spódniczkę którą tak lubimy, o szpilki, gorset czy co kto tam woli lub miłosne igraszki w nietypowym miejscu. Co w tym momencie usłyszmy od swojej dziewczyny? Nie lubi o tym rozmawiać, albo co najwyżej, że potrzebuje jakiegoś urozmaicenia, ale jakiego to już nie wie. 
Nieliczne potrafią powiedzieć, lub sięgnąć wprost i to największy skarb dla mężczyzny bo nic tak nie oddaje tej sfery jak stare powiedzenie, które brzmi :
"Jeśli nie powiesz swojemu mężczyźnie o co Ci chodzi, to on nie będzie wiedział o co Ci chodzi".
Zdecydowana większość kobiet ripostuje jednak, że w ogóle ich nie słuchamy.
Słuchamy... W tej kwestii słuchamy jak w żadnej innej i nsadstawiamy uszu po jeszcze.

Potem oczywiście znajdzie się ktoś, kto na jakiś czas tę niszę zapełni po czym okazuje się, ze i ten nie słucha. Czy na pewno? Może po prostu inności starczyło na kwadrans.

Wszyscy jak jeden mamieni jesteśmy wizjami reżyserów filmowych, którzy to budują w nas, a może bardziej w kobietach obraz zatracenia, wzniosłości i namiętności. Poetyckość niemalże intymności wyzierającej z ekranu jest niesamowita. Żaden jednak reżyser nie pokaże tego, że z wanny pełnej piany, otoczonej świecami należy wyjść, opłukać się, wytrzeć, a wtedy już pojawia się to cudowne oczekiwanie na siebie podczas którego cały nastrój pryska ;)
Owszem, zdarza się, że i w telewizji ktoś mokry kompletnie ląduje w łózku, ale czy ktoś z Was próbował kochać sie na mokrym prześcieradle?

Pojawia się nagle książka dla pryszczatych nastolatek, "50 twarzy Greya" i znów zaczynają się dyskusje, komentarze o tym jakie to cudowne rzeczy tam są opisane, ale czy ktoś z Was przeniósł coś z tej książki do sypialni? Czy któraś z kobiet poddałaby się swojemu partnerowi? Czy na propozycję przywiążę Cię do łóżka pada choć raz: dobrze, zrób to...? Teraz pewnie podniesie się wrzawa, że facet nie powinien pytać tylko to zrobić, ale jak on ma to zrobić, skoro przez ostatnie miesiące słyszał, że nie wie o co chodzi. 
Czasem zdarza się, że badamy grunt, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Oglądamy jakiś film i zaczynają się podpytywania bo być może druga strona byłaby skłonna zrobić coś z tego co właśnie widzimy na ekranie. Nie łatwiej powiedzieć wprost, że chciałabym abyś i mnie tak kiedyś......
Są oczywiście pary, które doskonale się w takich sytuacjach dogadują spełniając swoje fantazje nawet bez rozmowy, zdecydowana większość jednak tylko o tym rozprawia poza domem, a w domu? 

W ogóle mnie nie słuchasz...

To w nas tak naprawdę wszystko siedzi i to my dla siebie nawzajem musimy budować ten nasz świat. Jest do dogrania, do dogadania. Zbudowanie swoich rytuałów, repertuaru zachowań, które kreują napięcia między nami jest łatwe, ale trzeba rozmawiać. Jak można wstydzić się wzajemności skoro znamy się na wylot. Potrafimy rozmawiać o koszmarnych dolegliwościach, o tym, że grypa żółądkowa wyrzuciła z nas nawet komunijny tort, ale nie potrafimy powiedzieć nawet takiego banału, że chcemy, aby nasz partner zwyczajnie zdarł z nas ubranie bez gry wstępnej. 

Takie banały, a urastają do rangi problemu. Jak rozmawiać o czymś bardziej nas kręcącym?

Związki rozbijają się o najprostrze rzeczy, ale też na ich podstawie powstają, bo okazuje się, że trafiamy na kogoś, kto jest naszym zachowaniom bardzo bliski. Kogoś, kto wczesniej trafił na partnera bardziej otwartego i wyzbył się tych wszystkich zahamowań. Nagle okazuje się, że to jest możliwe i nie mówię o pejczach, sznurach czy przedziwnej bieliźnie. Wystarczy otwartośc i brak skrępowania...

Skoro zatem jest możliwe, a przecież znamy to z opowieści to może zacznijmy rozmawiać. O naszych pragnieniach, marzeniach. Zacznijmy od pisania jeśli słowo jest zbyt krępujące. Może SMS, może list. To nawet nęcące znaleźć kartkę na stole z propozycją wieczornych czy porannych zmian... A może właśnie teraz?

piątek, 9 października 2015

Role...



Wzrastamy w pewnym środowisku, wśród pewnych zachowań, cech, obowiązków. Narzuca nam się postępowanie i konwenanse. Każdy chłopak z mojego pokolenia zna treść zdania, że kobiety nie wolno uderzyć nawet kwiatkiem. Ilu ojców dziś przekazuje tę maksymę własnym synom?

Kobiety stały się silniejsze, zaradniejsze, samodzielne. Jako pracownice są sumienniejsze i bardziej prą do przodu. Jako szefowie bardziej zorganizowane. Postęp to my, ale kto go napędza? James Brown śpiewał, że wszystko stworzyliśmy my, ale bez kobiet ten świat byłby niczym i tak chyba jest. Ubieramy się dla nich, stroszymy pióra dla nich. Mamy coraz lepsze samochody aby im imponować i zrzucamy brzuchy by im się podobać.

Tylko czy nie zatracamy się w tym wszystkim?
Nasze matki ogarniały nas, dom, pracę, kuchnię i zawsze obiad był ugotowany, a ojciec spracowany wpadał na ciepły posiłek i chwalił matkę przed znajomymi jako doskonałą gospodynię. Zazdrościli mu, ja byłem dumny z matki.

Dziadek powiedział mi kiedyś, że aby móc dyskutować z kobietą muszę umieć to co ona. Uczyłem się. Nauczyłem się wszystkiego od szydełkowania, poprzez robienie na drutach czy na gotowaniu kończąc. Dziś z podziwem patrzę na kobiety potrafiące choćby gotować.
Mam znajomych żyjących w doskonałych związkach pełnych wzlotów i upadków, ale razem. Z FB dowiaduję się jak cudownie ona gotuje, a on stawia kolejny gabion własnymi rękoma. On przynosi jej produkty, ona jemu podaje z dziećmi kamienie. Współgrają.

Lansuje się tacierzyński urlop, aby mężczyzn przybliżyc dzieciom i nie ma w tym nic złego, ale czy nie byliby ojcami bez tego? Przecież to kwestia woli. 

Dziś jak złowieszcza wróżba przebrzmiewa mi w głowie zdanie z Seksmisji gdy jedna z kobiet tłumaczy drugiej, że mieć chłopa, oznacza chyba posiadanie męskiej pomocy domowej tak popularnej pod koniec 20-tego wieku.

Tak niestety się dzieje.

Nauczymy się wszystkiego, nauczyłem się ja. Wyręczamy kobiety w coraz większej ilości czynności i nie mam tu zamiaru negować takiego postępowania pod jednym wszakże warunkiem. Równouprawnienia, o które tak bardzo wszyscy zabiegamy. Niech to wszystko będzie partnerskie. Niech związek się uzupełnia, niech oboje biorą w tym czynny udział.

Bez narzucania, bez egzekwowania. Żyjmy razem.
Jeśli gotujesz, ja pozmywam, jeśli zrobię remont, Ty przetrzyj płytki i tak w nieskończoność. Niech to wszystko się zazębia, aby nikt nie miał odczucia wykorzystania.

W przeciwnym razie trafiając na egocentycznegą partnerkę stanie się coś co dobitnie określij jeden z moich znajomych:

Jeśli zaczniesz przejmować wszystkie kobiece obowiązki w domu, to ona prędzej czy późniejsz poszuka samca poza domem.

W drugą stronę znów, jesli nie pomożesz jej w niczym, nie dziw się, że będzie wieczorem zmęczona i skłonna jedynie odespać cały dzień. Zamiast szukać pocieszenia w ramionach koleżanki z biura odciąż ją. Pomóż czasem, kup kwiaty, pozmywaj, ugotuj nawet jeśli Ci to nie wychodzi. Pośmiejecie się z tego potem razem, ale z niecierpliwością, troską i pełna obaw będzie Ci zaglądąła przez ramie gdy będziesz gotował.

Gdy on zaś gotuje pochwal go. Niech czuje się Twoim mężczyną, niech stara się bardziej.

Odgrywamy te swoje role całe życie. W piaskownicy już to my kopiemy większe dziury, szybciej biegamy, wchodzimy na drzewa aby zdjąć latawiec, który koleżance tam właśnie utknął. One się uśmiechają, spoglądają i zaczyna się spirala zbrojeń.

Najtrudniej odnaleźć równowagę, więc jeśli nie jest Twoim celem znajdź kogoś, komu Twoja rola życiowa się podoba, ale koniecznie takiego, kto tę rolę zwyczajnie doceni.

środa, 7 października 2015

Bańka mydlana




Wielokrotnie słyszymy słowa: wydawało mi się....
Zastanawiamy się wtedy ile w tym kłamstwa, a ile prawdy. Czy aby na pewno mu sie wydawało, czy tez może własnie zdał sobie sprawę ze swojej śmieszności i woli brnąć w tę iluzję.

Gdy jesteśmy mali wydaje nam się, że świat ogranicza się do naszych rodziców i wielkości piaskownicy. Zdarza się, że ogarniamy przedszkole i górkę na której każdej zimy testujemy wytrzymałość naszego tyłka na przemoczone do cna spodnie. Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę wydawało nam się, że wystarczy położyć pełne brył lodu rekawiczki z wełny na kaloryferze w klatce, aby już po dziesięciu minutach móc z radością i ciepłymi rękawicami biec na górkę.

Wydawało nam się, ale czy było w tym coś złego?

Potem wydaje nam się, że znamy na pamięć wiersz. Zdamy go to pewne, przecież włożyliśmy dla pewności książkę pod poduszkę, a każdemu wtedy wydawało się, że wiedza nocą przed poduszkę wchodzi.
Nie weszła, choć wydawało się, że zdamy, ale mamy przyjaciela, który również nie zdał, przyjaciel w niedoli, nasz jedyny wydawałoby się na całe zycie.

Życie płynie, a nam się wydaje, że tak właśnie jest. Dopiero w pewnym wieku okazuje się, że życie nam ucieka. wybieramy szkołę średnią i wydaje nam się, że to dobry kierunek, że tak właśnie powinno wyglądac nasze życie, a potem zmieniamy poglądy na studiach i znów to samo. Wydaje się, że to właśnie w życiu chcemy robić. Ilu z nas pracuje w zawodzie? 

Pierwsza miłość zawsze wydaje się tą najpiekniejszą i tą do grobowej deski. Płaczemy w poduszkę z tęsknoty i ogromu uczuć jakie nagle stały się naszym udziałem. Wydaje nam się, że żyć nie będziemy mogli gdy nagle ta miłość zostaje nam odebrana, a potem okazuje się, że każda następna miłośc jest pierwsza i każda wydaje się tą ostatnią.

Ułuda i iluzja z odrobiną osobistego zakłamania. Wszywamy sobie wzniosłe sentencje, którymi potem przez resztę życia się karmimy. Znajdujemy pracę i wydaje się, że będzie dobrze.  Całe zycie to samo.
Nawet świat jaki widzimy tak naprawdę taki nie jest. Każdy z nas ma jakąś wadę wzroku, inne widzenie kolorów, trochę zaburzeń i gdy się tak zastanowić to nawet to nam się wydaje. 

Teraz i mnie wydaje się, że w tym co piszę jest jakiś sens....

Możnaby pod to podpiąć chyba wszystko co przyjdzie nam do głowy, wszystko chyba poza jednym. Macierzyństwem.
Gdy dziewczyna nosi w sobie nowe życie, to o tym, że wszystko będzie dobrze jest jak nikt inny przekonana. 

poniedziałek, 5 października 2015

Motor...


Każdy mężczyzna chce go mieć. Po prostu.

Nieważne ile ma lat, nieważne ile ma wzrostu, chce go miec i już.
Z zazdrością spoglądamy na innych nam przecież podobnych, gdy wyłażą ze swych zatęchłych garaży i z obrzydzeniem jeżdżą nam przed oczyma. Paradują, a to ociekającymi chromem chooperami wielkości autobusu z przepięknie wprost przemawiającą do naszej wyobraźni i samczych zapędów nazwą Valkyrie, a to jakąś japońską szlifierą przyodzianą w kolorowe emblematy i nazwę typu Bandit tak wulgarnie napędzającą męską dumę, czy coś równie działającego na meską psychikę jak kultowe oznaczenia literowe, choćby CBR.

Ci bardziej obeznani, dręczą swą psyche obrazami siebie na harley'u, ci z dekadencją w głowie marzą o triumphie, ale każdy, każdy jak jeden chciałby choć raz poczuć tę moc między nogami.
Boimy się jak cholera. Boimy się, że nie zdamy, że nie damy rady, że będą się z nas śmiać gdy będziemy w dziwnym kasku pomykać przez osiedla z L-ką na plecach. Każdy przecież ma wpleciony w krajobraz obraz macho jadącego grubo ponad dozwoloną. a nie 50 na orurowanym suzuki.
Cmokamy do tego wszystkiego bojąc się wsiąść gdy jakiś facet z naszego otoczenia potajemnie zrobi prawko i kupi swoje pierwsze dwa koła. Ze znawstswem komentujemy to wszystko co wiedzieć każdy mężczyzna musi czyli pierdoły typu jaką ma moc i ile toto poleci. Tęsknota jednak wyziera spod powiek i już, już mamy wizję jakbyśmy wyglądali na takim z drobną dziewczyną o wypiętym tyłeczku za plecami.


Nie chodzi tu bynajmniej o rwanie lasek czy zdradę żony. To nawet przez myśl nie przechodzi, przynajmniej nie większości. Tu chodzi o tych wszystkich, którzy razem z nami właśnie cmokają. Tu jesteśmy równi, jeden tylko ma prawko a cała reszta cmoka razem z nami. Braterstwo. Męska solidarność bo przecież razem mówimy jednym głosem: Po co Ci to. WIesz ilu ginie na motorach? Bez sensu wydałeś kasę, deszcz to zmokniesz, słońce to się spocisz no i po Polsce jeździć się nie da bo idioci na drogach.

Cholera jak bardzo chcielibyśmy do tych idiotów dołączyć okazując się jedynymi mądrymi niosącymi kaganek :) Ech...

MOTOR

Najskrytsze marzenie każdego chłopaka = największy strach przed egzaminem.

Nie najgorsze jednak jest to, że nie mamy tego prawka. To jeszcze się jakoś przełyka i po chwili zapomina pośród spraw codziennych. Najgorsze jest to, że ktoś z naszego otoczenia już zrobił. Mało tego, coraz częsciej opowiada, że jednak ten motor kupi, a nasza dziewczyna tego słucha, patrzy, słucha i widać cholera, że jednak ją to kręci, choć gdy jesteśmy sami to wturuje nam w postulowaniu głupoty zakupu. Nic to. Jest coś gorszego. On cholera ten motor kupił. Ma, kupił ciuchy i wygląda w nich tak jak sami chcielibyśmy wyglądać.

To tez nic. Już go więcej nie zaprosimy. Dlaczego? Bo go zapytała czy ją kiedyś przewiezie. PRZEWIEZIE, cholera. Zgodził się wał jeden, przyjaciel jego mać. 

Żeby mu go ukradli....!!!!

To wszystko i tak jest detal. Bo to wszystko działa na nas połowicznie. Są gorsze rzeczy. Są rzeczy makabryczne dla męskiej psychiki.
Zdarza się bowiem, że wpadamy do biura w naszych nienajlepszych ciuchach, bo to biuro przecież. Wychodzimy z kumplami na fajkę bo jeden z nich kupił właśnie Lagunę z niewielkim przebiegiem i jako mężczyźni idziemy pocmokać. Taki rytuał, który odbyć się musi.
Podjeżdża wtedy jakiś motor. Na oko widać dwukrotną wartość laguny. Cały w czerni, wielki, na felgach jedynie czerwona lamówka. Gość na nim w równie matowej skórze, kask w czarną szybą. Po prostu macho, wielki ponad litrowy silnik bulgocze powoli wywołująć drżenie na skórze każdego z nas. 
Laguna już dawno nieważna. Każdy zerka na to cudo i wtedy dzieje się coś, co każdego mężczyzną sprowadza do poziomu tejże laguny.

Spod zdejmowanego kasku wyłaniają się blond długie włosy i zsiada z niego dziewczyna.....

Nie patrzymy na nią. Wiemy, że przeszła obok. Udajemy ignorowanie, ale każdy z nas wie jak bardzo to było nie w porządku....

piątek, 2 października 2015

Narodziny


zdjęcie Anne Geddes


Narodziny to za każdym razem niesamowite wydarzenie.
Wszyscy jesteśmy przekonani, że wszystko będzie dobrze, dziecko zdrowe, silne. Ojciec dostaje gratulacje od kolegów, a rodzina pęka z dumy w szwach. Wizja pępkowego już niesie pieśń na ustach tylko biedna przyszła mama pełna strachu i niepewności spogląda w tę niedaleką przecież przyszłość z niepokojem. Ona jedyna tak naprawdę zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. To ona przez okres ciąży coraz bardziej przywiązywała się do tej myśli, która w niej wzrastała. To ona teraz czeka na cud narodzin..

Nigdy w życiu mężczyzna nie przejdzie większej próby niż wtedy gdy zostaje ojcem. Odpowiedzialność, którą do tej pory przerzucał między palcami skupia się teraz z nową mocą. Wszystkie jego nawyki, przywary i pasje przestają mieć znaczenie. Sam przestaje być ważny.

Oto pojawia się ktoś, kto zabierze miejsce w sercu jego wybranki na dobre i nie ważne czy będzie to syn czy też córka. To się po prostu wydarzy, a to czy znajdzie sobie nowe miejsce zależy tylko i wyłącznie od tego jakim dla niej teraz partnerem będzie.

Nie potrafimy jako ojcowie wykrzesać z siebie tak bezwarunkowych uczuć jak matczyne i nigdy też nie nauczymy się tak bardzo kochać nasze dzieci. Oczywiście pojawią się tutaj teraz głosy krytyki bo przecież kochamy itd i dobrze. Może w ślad za tymi głosami krytyki pojawi się i refleksja.

Nocny płacz, niewyspanie, wstawanie, wymioty, pieluchy, smród i ogólny bałagan zanim to wszystko nabierze tempa. Zanim sie to wszystko jakoś poukłada, zanim zacznie jakoś w miarę regularnie jeść i jakoś sypiać.
Wszystko nowe i do bani. Pojawiają się pierwsze grymasy, pierwsze usmiechy, pierwsze zasikane jeansy prosto ze sklepu bo przecież dopiero co zdjąłem pieluchę, ale młodzi rodzice nie wiedzą, że wystarczy trochę chłodu i pójdzie od nowa :)

Staramy się. Wpadają znajomi i wszyscy służą dobrą radą. Każdy ma jakieś doświadczenie bo jeśli sam nie ma dzieci to przecież ma je siostra, ciotka, sąsiad jakiś, a to wystarczy.

O ile jednak radzimy sobie jakoś z codziennością, coraz bardziej sobie z nią radzimy o tyle bywają sytuacje, które cały nasz ład burzą i wtedy właśnie pojawia się dzień próby. Gorączka u takiego malucha za każdym razem jest pierwsza, za każdym razem jest inna i za każdym razem to ten sam strach.

My ojcowie jesteśmy racjonalni, chłodno stwierdzamy, że przecież to tylko gorączka i denerwujemy się gdy mama gorączkowo pogania nas by coś zrobić, pomóc jakoś. 
Daj spokój nic mu nie jest, niech poryczy - mówimy.
A mama swoje.

Konia z rzędem temu, który zastanowił się co ona wtedy czuje. Jak przeżywa fakt, że te kilka kilogramów, które jeszcze niedawno nosiła w sobie teraz płacze, a ona nie wie jak mu pomóc. Jeszcze nie rozpoznaje płaczu, nie wie co oznacza i cierpi. Galop myśli, strach i matczyne pragnienie pomocy.

Nie mamy tego, my ojcowie mamy to jedynie nawykowo, rozumnie, podszywamy pod to większe lub słabsze uczucia, ale skłamalibyśmy mówiąc, że mamy tacierzyński instynkt.

Dziecko potrafi umęczyć, potrafi dać w kość gdy o czwartej nad ranem po końskiej dawce leku nagle gorączka spada i zasypia. Wtedy umęczeni wracamy oboje do łóżka. Pretensje, trochę gniewu, refleksje.

Nie pamiętamy już radości z narodzin, nie myslimy o tym, że tego właśnie chcieliśmy. Nie mamy pojęcia co dalej. Pokłóceni niejednokrotnie ruszamy do pracy zostawiając ją z dzieckiem w domu. Łapiemy oddech.

Cierpliwość matczyna nie ma granic, cierpliwość ojcowska to święty grall, a przecież my też chorujemy. Łapiemy gorączkę, grypę.
Mężczyzna ważacy 90kg potrafi słaniać się przy 39C na wpół przytomny. Stawy rwie ból, a wnętrzności przewraca wirus wedle własnego uznania.

Wirus nie zna skali. Te kilka kilogramów stanowiące może 8% wagi dorosłego łapie ten sam wirus, z tą samą siłą, ale jedną jedyną różnicą.
To maleństwo nie ma naszej świadomości, nie wie, że za kilka dni wszystko minie, że okropny ból jest chwilowy, że gorączkę pokona mama, a strach bicie jej serca gdy przytuli. Ono nie wie co się z nim dzieje i boi się najbardziej na świecie.

Może każdemu ojcu zrozumieć matkę pomożę to, że wystarczy przecież spojrzeć w te maleńkie oczy i wykrzywione w krzyku rozpaczy usta i uświadomić sobie, że choć jeszcze nie potrafi, to krzyczy tato ratuj...... bo dla niego jesteś teraz całym światem

Córcia ;)


źródło: internet

My mężczyźni mamy dość mocno przechlapane w życiu.
Matka jako taka ma kochać, taki stereotyp, ale tak naprawdę nic więcej robić nie musi i nikt nie będzie miał za złe jesli nie zrobi czegoś więcej.
Kochająca matka to skarb największy i zgadzam się z tym całkowicie. Nigdy przecież dziecko nie biegnie do ojca gdy mu się coś stanie, no, chyba że w okolicy nie ma akurat mamy .... Za każdym razem pierwszą istotą w chwilach krzywdy jaka maluje się w wyobraźni dziecka jest mama..

No a my? Mężczyźni? Ojcowie?
Mamo jak zrobić procę? Idź do taty.
Mamo a tej lalce odpadła głowa. Pokaż, oj idź do taty...
Mamo, napompujesz mi koło? Idź do taty.
Mamo jak lata samolot? Zapytaj tatę.
Mamo? Tata...... :)

A do kompletu jest Kochanieeeeeee, skoczyłbyś z dzieciakami pograć w nogę?
Tato przewróciłem się... I jak tylko zobaczy mamę masz po przytulaniu.

No taka kolej rzeczy. Tata to łatwo nie ma, a do kompletu chciałby syna. Bo przecież syn to syn. Będzie z kim naprawiać samochód, tak ładnie to wygląda w telewizji. Będzie z kim pokopać w piłkę choć jej nie lubi jak cholera, ale najważniejsze, że będzie dla kogo kupić samochodzik zdalnie sterowany, o którym marzyło się przez dzieciństwo spędzone w komunie ;)

No i córka. Takie marzenie każdego z nas. Dziewczyna, która będzie w nas wreszcie wpatrzona. W ten ideał męskości, w tego Boga. Będzie najpiękniejsza, najzgrabniejsza, najmądrzejsza, najwspanialsza. Będzie jedyną w swoim rodzaju. Wszyscy będa nam jej zazdrościć, każdy będzie chciał taką mieć, każdy będzie chciał ją mieć....... yyyyyy, że co?

Jakiś obcy facet? Ten z nieumytymi włosami? I w ogóle wyglądający jakoś tak, tak jak zawsze chciało się wyglądać?

Nooo właśnie. Nie oddamy. O ile matki jakoś do tego podchodzą to ojciec ma przechlapane. Poczucie trwałości własnego stada, atawistyczna rola samca zostaje wystawiona na potworną próbę. Świadomość mówi, że tak być musi, ale do ciężkiej cholery kto powiedział, że mamy się na to godzić?
Na dodatek nasze cudo rośnie, dojrzewa, ładnieje w oczach, a jej matka, bo przecież w takich chwilach to nie żona, żona by nam tego nigdy nie zrobiła, kupuje jej krótkie spódniczki. A ona ma przecież dopiero... 4,... 5.... 15 lat? 

Toż to jeszcze przedszkolak jest ;)

Cudownie jest gdy można tę córkę przytulić. Ze łzą w oku leżymy połamani w nieanatomicznej pozycji cierpiąć katusze tylko dlatego, że nasz skarb zasnął nam na ramieniu i odciął głową główną tętnicę. Czujemy jak serce tłoczy krew, pulsuje nam w barku, dłoń już dawno utraciła czucie, ale nie drgniemy bo mała tak słodko śpi. Niech śpi.

Tak już bywa z ojcami. Oschli, szorstcy i gruboskórni z dala tylko ronią łzę gdy córka występuje przed wszystkimi rodzicami. Chowamy się za aparatami, kamerami, matkami wstrzymując oddech. Nie ma nas na zdjęciach, czasem w drugim rzędzie z torbami na wakacjach, ale zupełnie nam to nie przeszkadza. Jesteśmy potrzebni, jesteśmy ważni. Jedyni. Czasem siadamy z albumem na kolanach i patrząc jak nieuchronnie zbliża się moment jej odejścia rośnie w nas przekonanie, że nie ważne kim będzie. Nie ważne gdzie pójdzie i czy czasem zadzwoni zrobimy dla niej wszystko, bo tylko ojciec bez chwili namysłu zabije każdego, kto choćby tylko pomyśli o jego córce w złej wierze.

środa, 30 września 2015

Zdrada



Dorabiamy teorie do wszystkiego.

Staramy się usprawiedliwiać wszystko zrzucając na drugą stronę połowę winy, a tak naprawdę wina leży po jednej stronie. Tej stronie, która w romans się wdała. Pewnie, że można to tłumaczyć chłodem w związku, oziębieniem kontaktu, brakiem porozumienia itd, ale....

Jeśli nie dogadujecie się to nie ma sensu, rozstańcie się zamiast szukać czegoś na boku.
Jeśli kusi Cię koleżanka z biura zastanów się i porozmawiaj o tym z żoną, może faktycznie zapędziliście się w pracę i codzienna rutynę i wystarczy byc szczerym.
Jeśli ktoś Ciebie podrywa powiedz wprost, że to nie ta bajka i ma dać sobie spokój zamiast podkręcać spiralę bo to fajne i czekać bo może nic z tego nie będzie więcej ponad adorację.

Nigdy nie wiesz kto jest po drugie stronie i jak bardzo potrafi być niedojrzały i zaborczy. Nigdy nie wiesz jakie kłopoty za tym idą i kto jeszcze widzi, że patrzycie na siebie jak zaczarowani.
Jeśli jednak podoba Ci się to flirtowanie odejdź od obecnej partnerki czy partnera i baw się. Baw się jednak z podobnymi do siebie, wolnymi.

Klasyczny romans biurowy ma swoje bardzo proste podłoże.
Do pracy ubieramy się lepiej, porządniej. Kobiety wskakuja w obcisłe spodnie czy spódniece. Idealne kształty podkreśla otrzymana od męża droga bielizna i idealnie ułożona fryzura. Pełen makijaż i już po godzinie możemy zobaczyć swoją żonę jak cudowna i piękna znika za drzwiami mieszkania. Dumni jesteśmy, że to żona :)

On po porannym goleniu, wypachniony, wysmarowany antyperspirantem wskakuje w najlepsze jeansy, czyści buty, dopina koszulę i z ułożonymi na świeżo włosami staje przed lustrem prostując się jak na defiladzie, aby dodać sobie animuszu. Ostatnie poprawienie kołenierzyka przez ukochana małżonkę i rusza...

Wpadają oboje do biura. On przystojny, ona piękna jak muza. Wyglądają oboje idealnie. Nienaganne maniery, bo w pracy. Starają się oboje, być najlepszymi na świecie. Wszyscy w biurze się starają. W pracy widuje się wiele osób, co jakiś czas ktoś komuś wpadnie w oko, ale przecież w domu mamy swojego Adonisa czy tzw dziesiątkę, więc nie zwracamy uwagi na innych. No właśnie..........
On opowiada ze spokojem, acz pasją o swoim życiu, o sporcie, który go pasjonuje, o kontrakcie który właśnie podpisał i chyba czeka go awans. Ona opowiada o dzieciach, które kocha nad życie i są jej oczkiem w głowie, o studiach podyplomowych, które właśnie zaczęła bo przecież chce się rozwijać i jest ambitna. Nie ma prozy życia, a lukier aż klei buty do podłogi i nie mogą się oderwać.

Pojawia się wymiana kontaktów, adresów e-mail, komunikatorów.

Potem opowieści przechodzą na tematykę smutniejszą. On mami ja kawałkami jak to kocha żonę, ale jej ustawiczne zmęczenie sprawia, że nie ma już tej czułości co kiedyś, a przecież jest tak cudowny i wciąż o nia zabiega, ona choć w domu dokładnie taka sama opowiada jak to brak jej zabiegania ze strony jej męża, bo wtedy zrobiłaby dla niego wszystko. Są tacy sami w swych kłamstwach i tak samo ślepi w pragnieniach. Słowa pisane są interpretacyjne, każde odbiera je przez pryzmat własnych wyobrażeń, fantazji, buduje w głowie idylliczny obraz. Wszystko jest takie jak ma być, bo niewerbalne. napisac można więcej niż powiedzieć. Nikt nie patrzy, nie dopytuje, nie interpretuje kłamstw.

Jest więcej czasu na zastanowienie.

A w domu?
On wyskakuje z marynarki bo trzeba wyrzucić śmieci, bierze psa na szybki spacer i moknie jak szczur. Po powrocie wskakuje w jakiś t-shirt i leci dokonać przeglądu w samochodzie. Ona w tym czasie zmywa makijaż aby dać skórze odpocząć, zresztą i tak po kilku godzinach już lekko przyciemniał i ją wkurza. Spina byle spinką i byle jak dotąt przepięknie rozpuszczone włosy, aby jej nie przeszkadzały i wskakuje w wygodny, lekko rozciągnięty dres.
Gotowanie, prasowanie, dzieci, lekcje, kapiel i po całym dniu siedzą oboje na kanapie nie mając już siły na rozmowę. Jedno chciałoby się przytulić jedynie aby zamknąć oko, drugie potrzebuje odrobiny spokoju bo całym dniu gonitwy...

Rano obudzą się silniejsi, pełni chęci o poranku, bo w biurze będzie ktoś, kto wygląda jak milion dolarów i tak bardzo jest bliski ideału, może przyniesie kupionego na prędce batonika, albo sok jednodniowy imponując wiedzą i podejściem. Ktoś inny od tego co w domu, inny od rzeczywistości, nowy....
Każdy utwór grany w radio gra własnie dla nich. Opowiada ich historię i własnie teraz dla nich gra. Świat wiruje i wszystko jest takie jak zawsze miało być...

Potem już koszty się nie liczą. Machina ruszyła, poszła. Nadgodziny, wspólne podwożenie, ukrywanie się z telefonem w toalecie, maile, zauroczenie, seks....

A wystarczy porozmawiać, mieć charakter i powiedzieć dość. Zróbmy coś z tym i będzie dobrze.

Koleżanka powiedziała kiedyś coś co tak naprawdę załatwia sprawę gdy się nad tym głębiej zastanowić. Czasem wystarczy poczochrać kogoś po włosach i powiedzieć starajmy się, a będzie dobrze.

Romans to zawsze tylko romans, ktoś się nacieszy, ktoś się znudzi, ktoś kogoś upokorzy i zniszczy. Cierpi na tym więcej osób niż nam się wydaje.

Potem zostajemy sami. Pojawia się nowy towarzysz. Wszechobecna pustka. Wieczory stają się nieznośne, a każda piosenka gra teraz coraz smutniej. Nie wiedzieć dlaczego śpiewają o tęsknocie, o utraconym uczuciu, o tym, że ktoś tak bezpowrotnie odszedł zraniony. Poczucie winy, świadomość głupoty i niedojrzałości.

Do pracy trzeba wrócić i spotykać tego kogoś, kto jeszcze nie tak dawno tak cudownie wyglądał przechodząc korytarzem. Dziś nogi ma jakieś krzywe i dziwnie porusza biodrami. Włosy mu odrosły i zaczęły się dziwnie układać, a na domiar złego przytył i twarz zrobiła się jakaś taka nalana. 

Ona w tej spódnicy to jakoś tak drobi jak gejsza, a stopy lekko jej się rochylają jak u kaczki i choć do tej pory uśmiech miała taki rozkoszny, zabawny to dziś rechocze jak żaba i za każdym razem tak infantylnie marszczy nos jakby chciała wszystkich poderwać.

Czasem powiedzą sobie komplement. Skłamią, że wciąż kochają, ale dzieci są nagle tak ważne dla nich obojga, że nie mogą już dłużej zyć w tym kłamstwie i potrzebują czasu, choć każde wie, że czar prysł. Chwilowe zadurzenie sięgnęło nasycenia. Emocje opadły wśród coraz to bardziej dostrzeganych wad.
To już nie ten odwazny męski typ. Nagle jest tchórzem zasłaniającym się dziećmi. To już nie ta chętna dziewczyna co kiedyś, a domagająca się związku i adoracji kobieta.

Do domu, byle do domu, do samotni, pustej, cichej, bo już mieszkają sami.
Pies nadal moknie, ale już nikt nie śpieszy się do domu. Moknie z nim.
Marynarka lekko zakurzona bo nie ma już dla kogo jej zakładać. Koszule niewyprasowane, a pranie nigdy nie trafia do szuflady. Wisi na suszarce tak długo, aż nie zdejmie ostatniej czystej sztuki. Jej wyciągnięty dres ma odbarwione ślady po nutelli, którą w smutku przy nostalgicznej książce zajadała rozterki, a włosy straciły dawny blask ustepując pojawiającej się wśród odrostów siwiźnie. 

Ona ma dzieci, odskocznię, obowiązek, dawny harmider wśród smutku. On doszedł już do końca internetu.

Tęsknią. Za dawnym życiem, za dawnym byciem, za tymi wieczorami gdy w ciszy oboje patrzyli na swoich partnerów w zakochaniu i choć każde chce wrócić to walczą ze sobą przeciw sobie.....

Czas jednak leczy rany. Liżą je długo w napięciu i tęsknocie by móc otworzyć się na świat.
Podobno żałoba po kimś kto żyje jest największą z traum jakie mogą spotkać człowieka. Podobno kocha się bardzo długo nawet, gdy spotka się nowe uczucie. Podobno tęsknota jest najlepszym wyznacznikiem, bo jeśli tęsknisz, to znaczy, że kochasz, a dopóki kochasz, dopóty warto jest walczyć.

Wszystko podobno, bo niewielu przez to przeszło. Niewielu udało się chcieć. Wszyscy czekali na cud, a ten nigdy nie nadchodzi.

Potem spotyka się kogoś, kogoś podobnego nam samym. Podobnego problemami, szukamy go. Szukamy tożsamości, bliskości i pokrewieństwa dusz. Szukamy odruchowo żałoby by móc tak naprawdę pokochać i znowu poczuć, znów zyć. 
Mamy tendencje do umartwiania, jakby niedosyt bólu pchał nas w jeszcze większe problemy. Jakby jedynym remedium na prawdziwe uczucie było sponiewieranie do granic wytrzymałości, do dna, bo tylko wtedy ma się pod nogami grunt, od którego tak naprawdę możemy sie odbić.

Wtedy, i tylko wtedy zaczniemy na nowo zyć.




Kobieca uroda

żródło: internet


Powiem Wam, że coś jest w kobiecej urodzie takiego, że z upływem czasu nabiera charakteru, dziewczęca frywolność ustepuje miejsca pociągającej kobiecości i przestaje mieć znaczenie jaki ma wzrost czy kolor oczu. Zauwazyliście, że nie robi się zdjęć portretowych 20-to latek? Zawsze jest to kobieta ukształtowana, mająca w sobie życie i jego kolory.

Mówi się, że mężczyźni z wiekiem dojrzewają, a kobiety nabierają zmarszczek, ale czy tak naprawdę nie jest to dorabianie ideologii do tego wiecznie rochwianego pomiędzy swoimi gadżetami chłopca i tej dziewczyny, która jakoś musi się z kalendarzem pogodzić?

Każde z nas zmierza ku jesieni i jakkolwiek byśmy z tym nie walczyli, więdniemy.
Godność, z jaką podchodzą do tego jedni jest chwalebna, dystans u innych wywołuje zazdrość, a jeszcze inni pod warstwą makijażu ukrywają pojawiające się już przebarwienia skóry, ale każdy na swój sposób zdaje sobie z tego sprawę.

Lubię twarze, na których widać retrospekcję, które mają swoją historię, smutki i radości zycia. Twarze, które nie jeden problem przetrwały i niejedna burza wysmagała powierzchnię ich policzków. Zamyślone czoło i ukazujące radość zycia "kurze łapki" otaczające spojrzenie pełne ciepła i zdradzające umysł dający rozkosz obcowania.

Kobiecość z wiekiem nabiera ogłady, już niczego nie trzeba udowadniać, nic już nie stoi na przeszkodzie. Wygląd ustępuje miejsca skrywanej niegdyś subtelności, a niewątpliwy sex appeal dla mężczyzny staje się wymowny i czytelny. Swoistej maniery nabiera jej sposób poruszania się. Już wie doskonale jakie buty ubrać, jaką sukienke zalożyć, w których spodniach czuje się wygodnie i kiedy ma to wszystko w nosie. Dojrzałość i świadomość siebie, której nam mężczyznom tak naprawdę nigdy nie dane będzie doświadczyć.

Kobieta prawdziwa.

Dla swojego mężczyzny będzie dumą, dla innych tęsknotą...

czwartek, 6 sierpnia 2015

Refleksje

źródło: internet
Mężczyzna to dziwny twór.


Żyje, pracuje, czasem myśli. Piszę czasem bo przecież stereotyp głosi, że sex zaprząta nam głowę.Nie mniej nie więcej niż samochody, motocykle, a u innych babki piaskowe czy nowe okulary.
Co za różnica co dzieje się w głowie mężczyzny skoro i tak z czasem zapomni dlaczego wciąż ogląda się za kobietami...

Życie toczy się czasem nie tak jak byśmy tego chcieli.

Jedni osiągają sukces, inni wygrywają w totka, jeszcze innych spotyka w życiu coś czego sami sobie zazdroszczą. Wybory jakich dokonujemy nie sprawiają, że się nad nimi zastanawiamy, dokonujemy ich i czy są dobre czy złe nieistotny jest wynik. Istotne jest aby się nie bać.

Zawsze moim dzieciakom powtarzałem jak mantrę, że najłatwiej jest stać z boku i śmiać się z tego który próbuje, ale stanąć przy nim i zmierzyć się z nim, tu już odważnych brak.Więc próbują. Te starsze świadomie, te młodsze trochę na własną rękę, a trochę trzeba popchnąć. Sami jednak musimy za każdym razem pokazać, że też się nie boimy. Powtarzam im to bo sam przez większość życia się bałem. Kompleksy sprawiały, że wciąż byłem nie dość doskonały, obawa przed okazaniem się śmiesznym blokowała mnie całkowicie, a przecież nie jest najważniejszym w życiu to, czy ktoś się z nas śmieje czy nie, ale to aby spróbować. 

Kocham moje dzieciaki. Napawają mnie dumą i gdybym miał zmienić swoje życie nie zrobiłbym tego. Wiele zakrętów i potknięć nauczyło mnie nie tego, że należy wyciągać wnioski, ale tego, że to własnie w tym życiu jest najfajniejsze. Popełnianie błędów. Wiem tyle ile wiem. Może zazdroszczę czasem rówieśnikom stabilnego życia.

Żony u boku, gotującej co niedzielę rolady.
Być może zazdroszczę im rozpoczetej budowy i kredytu na 30 lat.
Wszystko być może.
Ja mam dzieci. Cudowne, inteligentne, grzeczne i potrafiące się zachować w każdej sytuacji. Dzieci, które się mnie nie wstydzą nawet jeśli moje życie złapało kolejny zakręt i cholera wie czy zakręt ten nie okaże się spiralą w dół. Kocham i to jest najpiękniejsze w życiu. Pieniądze dziś są, a jutro może ich nie być. Samotność pozostaje z nami na dłużej.

Po 40-tce chyba każdy łapie się od czasu do czasu na refleksjach. Zastanawiamy się gdzie tak naprawdę jesteśmy. Pojawiają się pytania bo przecież kawał życia za nami. Powoli odchodzi w cień starsze pokolenie, a przecież jeszcze nie tak dawno spoglądaliśmy na nich z tylnej kanapy dużego fiata.

Ile mamy? Po co nam to? Gdzie w tym wszystkim my?

Samochód, byle jak najnowszy bo przecież kolega ma "większego". Motor? Byle jak najszybszy bo przecież... ech nie utrzymamy go w rękach. Mamy już 40-lat i refleks nie ten. Śmiejemy się z kolegi w pracy, który zadurzył się w smarkuli z recepcji. Rozprawiamy o tym, że ma kryzys wieku średniego, a w duszy każdy mu zazdrości, bo on jest wolny. Co z tego, że żona go rzuciła. Może nie była tego warta, a może on nie sprostał jej. Teraz to on ma błysk w oku za którym próżno spoglądamy co rano w podkrążone oczy. Zazdrościmy wszystkiego. Nawet jeśli się nie przyznajemy. Owszem dziś już mniej niż kiedyś. Młodzieńczy temperament medycy zaklinają w tabletki więc racjonalizujemy to co nas otacza. Staramy się nie dopuszczać do takich sytuacji. Opowiadamy o tym z dumą nazywając to wszystko najładniej jak potrafimy i wydajemy się mądrzy. 

Cudowni czterdziestolatkowie przeglądający na FB zdjęcia na osi "Piękne po 40-tce" :)

Nie podniesiemy już tyle co kiedyś bo mięśnie swój złoty wiek mają już za sobą i nie ma się co oszukiwać. Lepiej już było. Każdy z nas targa swój krzyż. Każdy ma jakąś pracę, rodzinę, samochód i tylko czasem okazuje się jak bardzo to wszystko jest ulotne. Wtedy dopiero człowiek łapie się na tym, że dorobił się garba w imię zasad, że czego by nie miał sprzeda to w cholerę aby oderwać się od dna lub pomóc komuś na kim mu tak naprawdę zależy.

Nic nie jest ważne ponad to, czego tak naprawdę nam brak.
Nic nie jest ważne ponad kogoś. Życie się toczy, a z tym życiem my. 
A z nami kto?

Czasem samotność popłaca. Otwiera oczy, ukazuje błędy, te błędy, które sprawiły, że jesteśmy tacy jacy jesteśmy i najważniejsze w tym wszystkim jest to aby siebie polubić.

Usiąść czasem na balkonie wynajętego mieszkania ze szklanką w dłoni i nie bacząc na to co za oknem i co za nami po prostu odpocząć w swoim towarzystwie, dopóty, dopóki nie poznamy kogoś, kto wywróci nasz świat na nowo ;).



Męskie życie


Obiegowa opinia głosi, że mężczyzna w życiu ma łatwiej.
Być może.

Praca w zasadzie teoretycznie lepiej płatna na podobnym stanowisku, ale kobiety są sumienniejsze.
Podnieść możemy więcej oczywiście, ale przecież nie w tym rzecz bo ileż jest zawodów w których coś targać trzeba.
Można by tak mnożyć doczesności w nieskończoność, bo oto pilotaż dla mężczyzn teoretycznie, samochodami tez częściej władamy my, a kobiety to pieluchy i gotowanie i takie tam.
Okazuje się natomiast, że przyjemniej jedzie się autobusem miejskim prowadzonym przez kobietę, a najlepsi szefowie kuchni to mężczyźni i co?
Ano nic.
Nie to tak naprawdę jest najważniejsze co widać, ale to czego zobaczyć się nie da.

Nie będzie to porównanie bo przecież nie wiem co drzemie w głowie dziewczyny, ale próba naświetlenia tego, co nam w duszy gra lub grać musi.

No więc rodzimy się. Super.
Jesteś chłopakiem, czyli potomkiem, który pociągnie linię rodu, który będzie dumą ojca, który będzie silny, odważny i..... zaczyna się psychoza, która trwa do końca życia mężczyzny.

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego chłopcy płaczą gdy się wywrócą podczas gdy dziewczynka płacze rzadziej?
Bo dziewczynka wie, że zostanie przytulona, a chłopak usłyszy jedynie.
Nie rycz, jesteś kawał chłopa, chłopaki nie płaczą. Wzrastamy w ustawicznym ciśnieniu. Ciągle ktoś patrzy.
Musisz pierwszy jeździć na rowerze, wchodzić lepiej na drzewa, być najlepszym w budowaniu łuków. 
Gdy dorastasz zaczyna się kolejny wyścig zbrojeń.
Chwała tym, którzy nie mają zapędów na samca alfa. Żyją, dorastają i zdobywają rożne doświadczenia. Ci na czele łatwo nie mają.
Bójki i ustawiczne udowadnianie swojej pozycji w stadzie. Na zajęciach WF musisz być najlepszy, jeśli ktoś jest lepszy to po prostu boli. Bardzo boli.
Boli tym bardziej, że za plecami wciąż jest ojciec i całe środowisko.
Ciśnienie na psychikę osiąga kulminację, ale to nie jest najgorsze.
Posiniaczone ciało i podbite oczy nie stanowią problemu. Masz przecież pozycję.

Jest super.

Było....
Dziewczyny interesują się kimś innym. Znów ciśnienie, znów psychika cierpi.
Budzą się atawizmy, budzi się pożądanie, pragnienia.
Ten ma dziewczynę, a tamten już się całował. Do tego widzisz jak ojciec jest lubiany przez znajome Twojej matki i wiesz, że musisz.

Siada morale. Pojawia się trądzik. Włosy nie chcą się układać, a na dokładkę starzy nie chcą Ci kupić tych butów co to wszyscy je właśnie noszą i odstajesz od stawki.
Do bani taki żywot. Za to zaczynają się wakacje. Kolonie. Jedziesz.
Okazuje się, że jesteś bogiem. Inne środowisko wyzwala w Tobie cechy, o których nie miałeś pojęcia.
Pierwsze miejsce w skoku w dal, pierwsze w rzucie piłeczką, pierwsze w rysunku. Nagle dziewczyny z kolonii lgną do Ciebie abyś narysował im coś na chustach. Nagle okazuje się, że targanie przez siostrę na dyskoteki w jej liceum sprawia, że jako jedyny tańczysz.

Chwila chwały jest Twoim udziałem, ale....

Trzeba wrócić. Wracasz. Stare kompleksy pojawiają się z siłą wodospadu. 
Szkoła średnia to już katastrofa. Kto pierwszy spał już z dziewczyną, kto pierwszy zrobi prawko i czym jeździ. Umiesz palić gumę? jesteś gość. Masz kasę na wachę? jesteś Bogiem.
Masz dziewczynę? Wszyscy Ci zazdroszczą, ale...

Znów cholerne ale. Mając lat naście łatwo nie jest. Dziewczyny jeszcze o sobie niewiele wiedzą, a Twoje hormony napędzające tak mięśnie jak inne partie ciała nie pozwalają jej siebie poznać. Po prostu presja środowiska, aby być tym, który jest idealnym kochankiem i stanie na wysokości zadania jest tak ogromna, że potrafi zabić.

Koszmaru ciąg dalszy.

Można tak bez końca. Małżeństwo? No nic prostszego. Taaaak.
Kochanie, napraw kran bo trochę cieknie,  a w samochodzie coś puka, acha, jakbyś tak wychodząc wymienił jeszcze lampę i poprawił gniazdko.

Koteeeeek, a wiesz co? Zajrzysz do żelazka bo wieczorem idę z Anią a coś chyba nie grzeje, a w przyszłym tygodniu zrobimy remont bo na te płytki w łazience już nie potrafię patrzeć....

I co? I musisz to wszystko umieć. Bo jesteś mężczyzną. Pół biedy jeśli miałeś ojca, który miał tyle rozumu, że nauczył Cię wszystkiego, pół biedy jeśli sam potrafił, ale jeśli nie?
Właśnie. Presja rośnie.

Małżeństwo to oczywiście również pożycie i tu wracają stare demony. Koszmar.

I tak całe życie.
Wszystko trzeba umieć, nie można się bać. Musisz potrafić wymienić koło, odkręcić słoik, nie bać się pająków, robali, gadów, zwierząt. Nie możesz się bać ciemności i zawsze stać na wysokości zadania.
Nie wolno Ci czegoś nie potrafić i nie możesz zawalać. Dojechać do Chorwacji bez snu i jeszcze wszystko wypakować. 
Nie ma zbyt ciężkich bagaży i zbyt trudnych spraw.

Niesiesz dzieciaki na barana kilka kilometrów bo żona wymyśliła wypad w góry. Znosisz dzielnie ból i nadwyrężone mięśnie. Dożynasz organizm i uśmiechasz się gdy wszystko boli tak, że aż piecze.

Jesteś mężczyzną. Dlaczego żyjemy krócej?
Bo psychika siada szybciej, bo presja jest ogromna, bo całe życie walczysz o byt i przywództwo.
Organizm zbiera blizny i prze dalej.

Jedynie wieczorem, gdy wszyscy idą spać, a swojemu synowi właśnie przeczytałeś bajkę stajesz przed lustrem. Opierasz się o umywalkę i pojawia się westchnienie, że on, ten mały człowiek będzie miał jeszcze trudniej niż Ty.
Że kobiety mają coraz większe wymagania, a środowisko wywiera coraz większy nacisk i zastanawiasz się gdzie jest tego kres.
Patrzysz w lustro, a zaczerwienione z niewyspania oczy lekko podchodzą łzą i nie użalasz się nad sobą bo nawet wysoka gorączka nie kładła Cię do łóżka, ale dlatego, że popełnisz te same błędy co Twój ojciec.