Matka jako taka ma kochać, taki stereotyp, ale tak naprawdę nic więcej robić nie musi i nikt nie będzie miał za złe jesli nie zrobi czegoś więcej.
Kochająca matka to skarb największy i zgadzam się z tym całkowicie. Nigdy przecież dziecko nie biegnie do ojca gdy mu się coś stanie, no, chyba że w okolicy nie ma akurat mamy .... Za każdym razem pierwszą istotą w chwilach krzywdy jaka maluje się w wyobraźni dziecka jest mama..
No a my? Mężczyźni? Ojcowie?
Mamo jak zrobić procę? Idź do taty.
Mamo a tej lalce odpadła głowa. Pokaż, oj idź do taty...
Mamo, napompujesz mi koło? Idź do taty.
Mamo jak lata samolot? Zapytaj tatę.
Mamo? Tata...... :)
A do kompletu jest Kochanieeeeeee, skoczyłbyś z dzieciakami pograć w nogę?
Tato przewróciłem się... I jak tylko zobaczy mamę masz po przytulaniu.
No taka kolej rzeczy. Tata to łatwo nie ma, a do kompletu chciałby syna. Bo przecież syn to syn. Będzie z kim naprawiać samochód, tak ładnie to wygląda w telewizji. Będzie z kim pokopać w piłkę choć jej nie lubi jak cholera, ale najważniejsze, że będzie dla kogo kupić samochodzik zdalnie sterowany, o którym marzyło się przez dzieciństwo spędzone w komunie ;)
No i córka. Takie marzenie każdego z nas. Dziewczyna, która będzie w nas wreszcie wpatrzona. W ten ideał męskości, w tego Boga. Będzie najpiękniejsza, najzgrabniejsza, najmądrzejsza, najwspanialsza. Będzie jedyną w swoim rodzaju. Wszyscy będa nam jej zazdrościć, każdy będzie chciał taką mieć, każdy będzie chciał ją mieć....... yyyyyy, że co?
Jakiś obcy facet? Ten z nieumytymi włosami? I w ogóle wyglądający jakoś tak, tak jak zawsze chciało się wyglądać?
Nooo właśnie. Nie oddamy. O ile matki jakoś do tego podchodzą to ojciec ma przechlapane. Poczucie trwałości własnego stada, atawistyczna rola samca zostaje wystawiona na potworną próbę. Świadomość mówi, że tak być musi, ale do ciężkiej cholery kto powiedział, że mamy się na to godzić?
Na dodatek nasze cudo rośnie, dojrzewa, ładnieje w oczach, a jej matka, bo przecież w takich chwilach to nie żona, żona by nam tego nigdy nie zrobiła, kupuje jej krótkie spódniczki. A ona ma przecież dopiero... 4,... 5.... 15 lat?
Toż to jeszcze przedszkolak jest ;)
Cudownie jest gdy można tę córkę przytulić. Ze łzą w oku leżymy połamani w nieanatomicznej pozycji cierpiąć katusze tylko dlatego, że nasz skarb zasnął nam na ramieniu i odciął głową główną tętnicę. Czujemy jak serce tłoczy krew, pulsuje nam w barku, dłoń już dawno utraciła czucie, ale nie drgniemy bo mała tak słodko śpi. Niech śpi.
Tak już bywa z ojcami. Oschli, szorstcy i gruboskórni z dala tylko ronią łzę gdy córka występuje przed wszystkimi rodzicami. Chowamy się za aparatami, kamerami, matkami wstrzymując oddech. Nie ma nas na zdjęciach, czasem w drugim rzędzie z torbami na wakacjach, ale zupełnie nam to nie przeszkadza. Jesteśmy potrzebni, jesteśmy ważni. Jedyni. Czasem siadamy z albumem na kolanach i patrząc jak nieuchronnie zbliża się moment jej odejścia rośnie w nas przekonanie, że nie ważne kim będzie. Nie ważne gdzie pójdzie i czy czasem zadzwoni zrobimy dla niej wszystko, bo tylko ojciec bez chwili namysłu zabije każdego, kto choćby tylko pomyśli o jego córce w złej wierze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz