zdjęcie Anne Geddes |
Narodziny to za każdym razem niesamowite wydarzenie.
Wszyscy jesteśmy przekonani, że wszystko będzie dobrze, dziecko zdrowe, silne. Ojciec dostaje gratulacje od kolegów, a rodzina pęka z dumy w szwach. Wizja pępkowego już niesie pieśń na ustach tylko biedna przyszła mama pełna strachu i niepewności spogląda w tę niedaleką przecież przyszłość z niepokojem. Ona jedyna tak naprawdę zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. To ona przez okres ciąży coraz bardziej przywiązywała się do tej myśli, która w niej wzrastała. To ona teraz czeka na cud narodzin..
Nigdy w życiu mężczyzna nie przejdzie większej próby niż wtedy gdy zostaje ojcem. Odpowiedzialność, którą do tej pory przerzucał między palcami skupia się teraz z nową mocą. Wszystkie jego nawyki, przywary i pasje przestają mieć znaczenie. Sam przestaje być ważny.
Oto pojawia się ktoś, kto zabierze miejsce w sercu jego wybranki na dobre i nie ważne czy będzie to syn czy też córka. To się po prostu wydarzy, a to czy znajdzie sobie nowe miejsce zależy tylko i wyłącznie od tego jakim dla niej teraz partnerem będzie.
Nie potrafimy jako ojcowie wykrzesać z siebie tak bezwarunkowych uczuć jak matczyne i nigdy też nie nauczymy się tak bardzo kochać nasze dzieci. Oczywiście pojawią się tutaj teraz głosy krytyki bo przecież kochamy itd i dobrze. Może w ślad za tymi głosami krytyki pojawi się i refleksja.
Nocny płacz, niewyspanie, wstawanie, wymioty, pieluchy, smród i ogólny bałagan zanim to wszystko nabierze tempa. Zanim sie to wszystko jakoś poukłada, zanim zacznie jakoś w miarę regularnie jeść i jakoś sypiać.
Wszystko nowe i do bani. Pojawiają się pierwsze grymasy, pierwsze usmiechy, pierwsze zasikane jeansy prosto ze sklepu bo przecież dopiero co zdjąłem pieluchę, ale młodzi rodzice nie wiedzą, że wystarczy trochę chłodu i pójdzie od nowa :)
Staramy się. Wpadają znajomi i wszyscy służą dobrą radą. Każdy ma jakieś doświadczenie bo jeśli sam nie ma dzieci to przecież ma je siostra, ciotka, sąsiad jakiś, a to wystarczy.
O ile jednak radzimy sobie jakoś z codziennością, coraz bardziej sobie z nią radzimy o tyle bywają sytuacje, które cały nasz ład burzą i wtedy właśnie pojawia się dzień próby. Gorączka u takiego malucha za każdym razem jest pierwsza, za każdym razem jest inna i za każdym razem to ten sam strach.
My ojcowie jesteśmy racjonalni, chłodno stwierdzamy, że przecież to tylko gorączka i denerwujemy się gdy mama gorączkowo pogania nas by coś zrobić, pomóc jakoś.
Daj spokój nic mu nie jest, niech poryczy - mówimy.
A mama swoje.
Konia z rzędem temu, który zastanowił się co ona wtedy czuje. Jak przeżywa fakt, że te kilka kilogramów, które jeszcze niedawno nosiła w sobie teraz płacze, a ona nie wie jak mu pomóc. Jeszcze nie rozpoznaje płaczu, nie wie co oznacza i cierpi. Galop myśli, strach i matczyne pragnienie pomocy.
Nie mamy tego, my ojcowie mamy to jedynie nawykowo, rozumnie, podszywamy pod to większe lub słabsze uczucia, ale skłamalibyśmy mówiąc, że mamy tacierzyński instynkt.
Dziecko potrafi umęczyć, potrafi dać w kość gdy o czwartej nad ranem po końskiej dawce leku nagle gorączka spada i zasypia. Wtedy umęczeni wracamy oboje do łóżka. Pretensje, trochę gniewu, refleksje.
Nie pamiętamy już radości z narodzin, nie myslimy o tym, że tego właśnie chcieliśmy. Nie mamy pojęcia co dalej. Pokłóceni niejednokrotnie ruszamy do pracy zostawiając ją z dzieckiem w domu. Łapiemy oddech.
Cierpliwość matczyna nie ma granic, cierpliwość ojcowska to święty grall, a przecież my też chorujemy. Łapiemy gorączkę, grypę.
Mężczyzna ważacy 90kg potrafi słaniać się przy 39C na wpół przytomny. Stawy rwie ból, a wnętrzności przewraca wirus wedle własnego uznania.
Wirus nie zna skali. Te kilka kilogramów stanowiące może 8% wagi dorosłego łapie ten sam wirus, z tą samą siłą, ale jedną jedyną różnicą.
To maleństwo nie ma naszej świadomości, nie wie, że za kilka dni wszystko minie, że okropny ból jest chwilowy, że gorączkę pokona mama, a strach bicie jej serca gdy przytuli. Ono nie wie co się z nim dzieje i boi się najbardziej na świecie.
Może każdemu ojcu zrozumieć matkę pomożę to, że wystarczy przecież spojrzeć w te maleńkie oczy i wykrzywione w krzyku rozpaczy usta i uświadomić sobie, że choć jeszcze nie potrafi, to krzyczy tato ratuj...... bo dla niego jesteś teraz całym światem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz