sobota, 11 grudnia 2010

Zwierzaki

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego małe dzieci tak głośno płaczą?
Czy to dlatego, że jest to pierwszy odruch, na który czeka matka tuż po narodzinach swojego dziecka?
Potem babcie mówią, że chce jeść, nudzi się, trzeba go wziąć na ręce.
Ja Ciebie nosiłam - słyszymy itd.
Czy to jest normalne?
Niby rodzimy się jako człowiek ale tak naprawdę taki maluch nie wie co go czeka.
Może na zewnątrz jest niebezpiecznie, może dlatego płacze?

Jak się tak zastanowić to jestesmy jedynym gatunkiem na ziemi, który zaraz po urodzeniu obwieszcza to wrzaskiem całemu światu zamiast siedziec cicho aby nie usłyszał go jakiś drapieżnik. Tak przecież czynią wszystkie żywe organizmy.
Dbają o swoje bezpieczeństwo.
Czy zatem my już od chwili narodzin czujemy się panami świata?
Od razu wiemy, że nikt nam nie podskoczy?
Ciekawe czy dzieci plemion afryki również wydzierają się na powitanie czy jednak mimo wszystko są cicho.

CDN..

wtorek, 2 listopada 2010

Samotność

Tak mi się nasunęło, że w naszym społeczeństwie samotność jest postrzegana jako zło.
Samotna dziewczyna w wieku la 30-tu to już stara panna. Nie ważne, że piastuje stanowisko będące obiektem zazdrości i ma klasę jakiej nie potrafi sprostać byle dupek z jej otoczenia, jest starą panną i basta. Do tego jeszcze wszystkie ciotki i stryjenki zaczynają szukac dla niej kawalera. No przecież taka niebrzydka jest tylko może niesmiała.
Samotny mężczyzna to juz na 100% gej. No przecież inaczej już by kogoś miał.
Nie daj Boże jeszcze o siebie dba to już będzie skazany na niełaskę.
Jeśli jeszcze w  dodtaku nie interesuje się motoryzacją tylko np. baletem ma przesrane.
czy nikt nigdy nie zastanowił się nad tym, że ktoś taki po prostu może nie chcieć kogoś mieć?

 CDN.....

wtorek, 19 października 2010

Kij w mrowisko :)



Biust czy pośladki?

Nooo zaczęło się przy browarku gdy siedząc w kilka osób ktoś rzucił coś niby przypadkiem w kwestii typu jaki mu się podoba.
Uwielbiam takie dyskusje o dupach czyli o niczym.
Argumenty jakich można użyć, ilość tez jakie można wysnuć na poparcie swojego równie bezsensownego poglądu jak poglądy swojego oponenta są niesamowite.
Fantastyczna sprawa.

No to jak to jest w końcu? Ważniejsze są pośladki czy biust?
Dla mnie i jedno i drugie istotne w równym stopniu ale nawet mój pogląd jest do bani bo gdzieś tam w głębi samcze instynkty szepcą "biodra" . Też dziwne bo jako zarys a nie pośladki jako takie.
Do tego jeszcze dochodzą pytania jaki biust i jakie pośladki.
Od zawsze wiadomo, że u "Enerdowskiej pływaczki" ważniejszy jest biust bo bioder nie uświadczysz. Angielki z kolei epatują formą gruchy. W afryce w ogóle ponad wszystko przedkłada się dziary i ochrę na włosach. Zatem co ważniejsze?

Z dyskusji wyszło, że biodra jako synonim kobiecości, płodności, rodzicielstwa i takie tam bzdety a w sumie wynika to chyba z atawizmów jakie siedzą w każdym z nas. Było nie było od zwierząt dzieli nas tylko to, że marzniemy zimą bo intelekt czasem jak się wydaje jest figlem ewolucji aby nas wykończyć.
Świadczyłby o tym również fakt, że facet zawsze obejrzy się za kobietą. Po co? Ano, żeby popatrzyć na pośladki. Mężczyzna dla odmiany jako bardziej kumaty osobnik zatrzyma się udając, że czegoś zapomniał, poklepie się po kieszeni i odwróci na jakieś dwa kroki niby to wracając, zerknie i znalazłszy co zapomniane wróci do poprzedniego kierunku.

Jakże wielu w tym samym czasie potrafi o czymś sobie przypomnieć gdy pojawia się "znak" :)
Niektórzy wykorzystują szyby witryn, inni samochodów ale najłatwiej mają czekający na żony przed sklepem przypięci do wózka. Jakież to ułatwienie bo z wózkiem trzeba spacerować tam i z powrotem :)Można w duszy dywagować, biust czy pośladki.

Co z tego wynika? Ano nic. Kompletnie nic ponad to, że co jeden to inny pogląd.
Nie ma chyba odpowiedzi na to pytanie bo nawet Ci, którzy preferują piersi chętnie poklepują po pośladkach.

Całość chyba najlepiej skwitował mój dziadek mówiąc, że wszystko zależy od tego, od której strony podejdzie się do tego problemu ;)

niedziela, 17 października 2010

Marzenia



Zastanawialiście się kiedykolwiek jak dalece różnią się marzenia mężczyzn i kobiet? 
Na ile zmieniają się z wiekiem?
Noc to durna pora.  Praca się przeciąga, myśli błądzą po krawędzi kubka pełnego gorącej herbaty, a gdzieś z tyłu głowy rodzi się jakaś zagmatwana hipoteza.
Będąc chłopakiem każdy chyba marzy o dziewczynie lepszej niż ta, która przychodzi podrywać najlepszego "kumpla z placu", którą moglibyśmy wozić jakimś sportowym wózkiem wytarganym z katalogu ADAC '90. Oczywiście mięśnie to mamy w tych marzeniach jak Hi-MAN co najmniej i u boku jakieś potworne, fantastyczne i silne zwierzę. 
Czy którykolwiek z nas zastanowił się nad rodziną? Jej posiadaniem? Dziećmi?

W tym samym czasie nasze koleżanki również mają plany, a ich marzenia wcale nie odbiegają od naszych.
Każda chce przysłowiowego księcia z bajki i o ile bajki istnieją to książąt jak na lekarstwo. Mało tego, nawet w najlepszych aptekach można co najwyżej po drugiej stronie szyby spotkać jakąś kobietę marzącą o tym samym od lat.
Książę ma oczywiście oczarować matkę i wszystkie koleżanki. Ma być boski, zadbany, elegancki. delikatny, wykształcony........ no i można by tak długo pisać o białym koniu, zamku itd itp.
Co dzieje się z naszymi marzeniami z czasem? Ano niewiele tak naprawdę. 
Jedne nabierają ogłady, inne weryfikuje życie, a jeszcze inne nasze lenistwo czy realne podejście do sprawy. Jedno nie zmienia się nigdy, mamy te marzenia zawsze...

Chłopak dorastając weryfikuje swoje w jednym i tym samym kierunku. Dalej chce mieć najlepszą kobietę i najlepszy samochód. Czasem do głosu dochodzi rozsądek i chciałby się jeszcze w coś ubrać, ale generalnie chce być we wszystkim najlepszy.
Dziewczyny oczywiście również chcą być najlepsze, ale poza tym chciałyby być jeszcze wykształcone, założyć rodzinę i posiadać dom a jako, że wcześniej dojrzewają, bo my przecież w tym czasie musimy jeszcze połazić po drzewach, zaczynają się rozglądać za uczuciami.

Nic tak nie wkurza jak 2 lata starszy facet kręcący się obok najładniejszej brunetki z bloku obok.

Tak sobie żyjemy poznając się nawzajem i śniąc te swoje sny aż pewnego dnia budzimy się z refleksjami, o których nie marzyliśmy. Ba, nawet nie podejrzewaliśmy o nie samych siebie. 

Nagle okazuje się bowiem, że każdy dzień jest identycznie szary, że będąca niedoścignionym ideałem dziewczyna "kumpla z placu" przytyła i dostała wąsów , a nasz sportowy wózek to wolnossący diesel kombi. My stoimy na środku trawnika patrząc na niego z przytroczonym do grubej smyczy jamnikiem, a z myśli o potworze została tylko ta gruba smycz. Tylko na nią pozwoliło nam nasze długowłose marzenie, które teraz o 7 rano wykopało nas z jamnikiem z domu. Każdego dnia wstajemy rano, idziemy do pracy i w zasadzie z dnia na dzień nie dzieje się nic. Czasem tylko w telewizji dadzą film, z którym wiąża się wspomnienia.
Nie jest jednak źle bo kumple mają gorzej. Ten nie ma pracy, tamten mieszka wciąż u matki i tylko nielicznym się udało.

Koleżanki? No mamy je tak samo jak marzenia. 
Dwa lata starszy facet, który kiedyś zabrał nam brunetkę dziś przez brzuch nie daje rady sam zawiązać butów. Czasem spotykamy go jak spocony, sapiąc pogania dzieciaki, a obok idzie Ona, szczupła jak kiedyś i ... odarta z własnych wyobrażeń błyszczącymi oczyma spogląda na dzieciaki.

Może tak właśnie ma być. Może to jest sendo sprawy, aby z każdego takiego młodzieńczego snu dostać tylko trochę, a wtedy reszta pozostaje marzeniami. Wciąż je mamy.
Mamy 4 kółka i choć to diesel to jednak jeździ i mało pali. Książe z bajki nie trafił się w bajce, ale nagle w aptece za rogiem zatrudniono przystojnego magistra.
Gruby mąż ma wspaniałe dzieci, a jego wąsata żona jest genialną przyjaciółką i wspaniałym kompanem. 

Życie jest zbyt krótkie aby trwonić je na takie dywagacje. Tracimy znajomych, kolegów, koleżanki.
Tracimy członków rodzin i nagle nie mamy już nic. Zostają nam już tylko te nasze marzenia.

A może to wszystko bzdury i każdy z nas chce tylko tego aby życie nie przeleciało mu między palcami i żeby choć raz serce zabiło tak, że poczujemy je na żebrach.
Może w tym wszystkim chodzi nie o marzenia, a o tęsknoty jakimi karmiliśmy nasze wyobrażenie o przyszłosci. Może po prostu chodzi tylko o to aby znaleźć kogoś, kto trzymając nas w ramionach potrafiłby zamknąć sobą cały ten ralny świat i tak po prostu, tylko dla nas był.....

piątek, 15 października 2010

Dziecko

No i co teraz?
Każdy mężczyzna zastanawia się o czym to będzie.
Każdy przecież chce mieć dziecko, tak przynajmniej się nam wydaje a już na pewno tak właśnie wydaje się kobietom tymczasem znalezienie mężczyzny, który naprawdę tego chce to cud sam w sobie. Nie wierzycie?
Wystarczy oznajmić swojemu mężczyźnie magiczne:
- Kochanie jestem w ciąży....
I co usłyszy kobieta z drugiej strony?
- Super......
Fajnie co? Słowo "super" to wytrych załatwiający sprawę. Na tyle radosne aby było na miejscu i na tyle krótkie aby zdążyć pomyśleć:
- No to dupa ..............
Potem pada:
- Zadzwonisz do mamy?
- Ty zadzwoń. - Nawet nie dała się otrząsnąć :)

Nie chodzi bynajmniej o to, ze my tego dziecka nie chcemy bo to fajne z wielu powodów. Nie ważne czy chłopak czy dziewczynka. Można kupować samochodziki zdalnie sterowane dla obu ale w myślach mężczyzny pojawiają się myśli równie czarne co niespodziewane.
Tak z ręką na sercu, który chce mieć żonę do tej pory szczupłą nagle z wielkim brzuchem i marudzącą (jak to mówią w telewizji) na okrągło. Nie wspomnę już o tym, że widmo braku pożycia zaczyna być tak realne, że niemal można go dotknąć.
Do tego jeszcze słowa kumpli dodające otuchy:
- Nooo, teraz zobaczysz.......
- Dobrze Ci tak, dlaczego masz mieć lepiej niż my... itd. itp.

Jak przez to przejść? Koniec imprez, koniec wyskoków na browara. Trzeba wrócić, wykąpać małego albo go położyć bo marudzi i to zawsze wtedy kiedy impreza u znajomych nabiera rozpędu.
Masakra jakaś.

Suma sumarum w każdym z nas drzemie małe dziecko a tu nagle zapodaliśmy sobie konkurenta i to nie byle jakiego. Uzurpator, terrorysta i generalnie dzicz.

Niektórzy słyszą na dodatek, że spróbowałby sobie urodzić ale pić przez trzy dni z tego powodu to żadna nie spróbuje. To nie ze szczęścia przecież, to na zapas :)

Jakby tego było mało to przecież nie tak dawno kupiliśmy upragnione 4 koła. Miały być zajebiste felgi - będzie wózek, miało być CB - cholerny fotelik zajął jego miejsce, xenony już nawet nie zmieściły się w marzeniach bo w ich miejsce pojawił się wrzask kogoś, komu któryś z dziadków chciał dać na imię Zenon. Niby Xenon ale skubany choć w nocy ożywa to obarczony jest potworną niechęcią do światła jaką w nas budzi.
Życie się kończy. Wymagania i brak wolności a to wszystko z podkulonym ogonem.

Jest jednak jeden plus kiedy mężczyzna-ojciec czuję się mężczyzną.
To samotne spacery i wizyty u lekarza z żoną, ale tylko wtedy gdy ta pójdzie do rejestracji a my zostajemy wśród matek radząc sobie z małolatem.
Jak one patrzą na jedynego ojca potrafiącego przewinąć smroda?
Jak one się gapią gdy ze znawstwem w markecie przeglądamy kaszki i inne duperele?

CDN....

Komunikatory

Net.
Błogosławieństwo samotnych, ostoja zatroskanych, encyklopedia frustratów i okno dla "przykutych"....
Jak żyliśmy bez netu?
Nie wierzę, że już zapomnieliśmy, że nie widzimy świata poza netem. Nawet ja siedząc teraz i pisząc te brednie wspominam piaskownicę i zabawy w bunkry przy użyciu najprostszych dostępnych środków. Spory kamień, jakiś chłopek i kilka patyków.
Zabawa była przednia a emocje? Podobne emocje towarzyszyły grze w 10 patyków. Czy już wybiec, kto dobiegnie. Nawet dziś serce bije radośniej.
Gdzie się podziała dzieciarnia. Gdzie młodociane pary siedzące na ławkach, murkach czy innych dziwnych wystających konstrukcjach. Każdy z nas nurkował w piwnicy w poszukiwaniu poimprezowych butelek żeby mieć na loda.
Ze składaków "Wigry" budowaliśmy rowery terenowe a teraz? tato kup mi SCOTA czy inną Univegę. Gdzie przedsiębiorczość? Pomysł? Gdzie życie?
Młodzież ma postawę roszczeniową. Nieliczni ruszą do Maca aby dorobić parę groszy.
Reszta woli zajarać na klatce, naciągnąć kaptur na głowę i zgnić.
Totalnie nieruchawe towarzystwo.
Modne stało się pałętanie po osiedlach z puszką piwa w dłoni. Sami twardziele, póki ojciec nie zobaczy.
Net sprzyja wszystkiemu. Kupić można wszystko, wszystko zobaczyć a komunikatory wyzują Cię z emocji bo wybaczają wszystko. Nie jest problemem zagadać kogoś kto kryje się pod numerem czy nickiem. Jeśli nie podejdzie cokolwiek, spadaj.... numerów jest jeszcze tyle....

Sztuka konwersacji umiera. Słowa stały się nieważne. Ważne są litery a gdzie jest głos, jego barwa, spojrzenia?....
Gdzie w tym wszystkim człowiek. Boimy się rozmawiać. Nawet tańczymy już osobno jednocześnie oglądając taniec towarzyski jako misterium. Dyskoteki pełne są napasionych karków i samotnych kobiet. One kuszą a oni się ślinią i co? Nic, bo nie ma komunikatora przez który możnaby się wydać kimś lepszym. Możnaby spróbowac podrywu bo nie widać kim jesteśmy a każdy siedząc przed monitorem karmi się własnymi wyobrażeniami. Możnaby zacytować zasłyszane poglądy i nikt się nie połapie, że łżemy jak pies.

Wszyscy jak jeden jesteśmy rozrywkowi. Każdy ma coś do napisania ale niewielu ma coś do powiedzenia. Zanikają kontakty przyjacielskie, umierają znajomości bo znamy się już tylko z NK czy FB. Każdy ma jakiś nr GG, każdy ma komórkę ale łatwiej napisać SMS'a niż zadzwonić.
Zaczęliśmy się bać samych siebie. Boimy się otworzyć usta.
Nawet ja przed chwilą napisałem do żony. Dlaczego?
Bo i mnie nie ominęła ta zaraza ale jestem jej świadom i zaatakuję cholerę swoją swiadomością przygotowując obiad.
Potem wspólnie go zjemy rozmawiając o pierdołach a jutro.....
Jutro znów napiszę do żony.....


CDN....

środa, 13 października 2010

Samochód



No to jest coś co każdy facet musi mieć, posiadać, pieścić i kochać
póki nowe albo go nie wnerwi.
Nowe oczywiście nie oznacza w tym przypadku nowości fabrycznej.
Wystarczy aby było inne, dopiero co znalezione.
Wszyscy ziomale przyjdą zobaczyć, pomacać. Każdy, nawet ten, który nie
ma zielonego pojęcia o mechanice zajrzy pod maskę i z podziwem godnym
filozofa będzie cmokał na stertę kabli zastanawiając się w myślach - po jaką
cholerę są czerwone i co to jest ten dynks którego wszyscy dotykają.
Co jeden to mądrzejszy ale każdego interesuje jedno. Ile ma mocy.
To oczywiście tylko połowa problemu. Samochód ma być jak największy i
do tego jeszcze jak najszybszy bo bez tego nie ma lansu i szacunku na
osiedlu.
Tak było kiedyś ale ani się spostrzegłem i zramolałem do tego stopnia,
że ja w dalszym ciągu wybieram samochody pakowne z praktycznych
względów natomiast na ulicach zaczęły królować golfy.
Mniejsza już nawet o model bo nawet wolnossący 1.5 pędzony gnojowicą w
rękach 20-to letniego rutyniarza poruszającego się za złamanym fotelu
z zimnym łokciem na parapecie staje się rakietą nie do wyje.... właśnie ;)
Do tego obowiązkowym atrybutem jest czapka z daszkiem wygiętym w dziób
kaczora i początkująca blachara poprawiająca właśnie świeżo
przyklejonego do szyby pluszaka albo przeglądająca się w płycie CD pod
lusterkiem. Wszelkiego rodzaju naklejki typu PIONEER odeszły do lamusa. teraz rządzi YAKUZA i jarzeniówki pod podwoziem. jakby tego było mało to aby jarzeniówki lepiej odbijały światło od asfaltu obcina się sprężyny. To chyba jedyny powód bo innego merytorycznego uzasadnienia nie znalazłem.

Znamienne jest to, że każda marka czy też model ma swoich wielbicieli, których tak naprawdę można rozpoznać nawet w sklepie i przyporządkować do konkretnego samochodu i tak:

Młody szczyl w koszulce T-shirt i czapce z daszkiem - VW Golf I, II, III
Dziewczyna Bonda - VW Golf IV, czasem V
Kark z wyzywającymi dziarami to na bank Bejca trójka albo piątka.
Trochę zapasiony lowelas z biżuterią to już Bejca 7
Kolesie w granicach 30-tki z blezerkach potrząsający pękami kluczy dla dodania sobie animuszu bo cholera wie co zrobić z dłońmi ze skrępowania to klub AUDI.
Niemiecki emeryt to już na 100% mercedes.
Facet w dobrze skrojonym garniaku to Volvo.
Facet w podobnym garniaku ale z brzuchem to Nowa Bejca 7 albo jakaś S-klasa
Koleś z wąsem  to polonez jak nic za to w kapeluszu to na bank malacz.
Co bardziej kumaci wybierają Hondę.
Młodzi gniewni ale z charakternymi żonami jeżdżą vanami tęsknie oglądając się za Mustangami czy innymi camaro.
Samotni mają samochody ponad stan a związani mają samochody czyste.
Co jakiś czas do tej całej ekipy dotrze ktoś w wielkiej poranionej terenówie, którego ukochana z bezgranicznej miłości pozwala mu na szczenięce fanaberie i Ci chyba są najszczęśliwsi, chociaż?

Njszczęśliwsi  są chyba Ci, którym udało się kupić samochód potwierdzający, że ciągle jeszcze jesteśmy kilka lat za zachodem. Taki samochód przekraczając naszą zachodnią granicę utożsamia się z naszym krajem młodniejąc o te kilka lat właśnie a najbardziej widać to po zmniejszającym się o te lata przebiegu ;)

czwartek, 7 października 2010

Porządki

Dla każdego faceta ważne jest aby miejsce na puszkę piwa było wolne tuż obok miejsca na pilota. Niby duże uproszczenie ale tak naprawdę sprzątanie to nie nasz pomysł. Ani tego nie potrafimy ani tez nie powinniśmy robić.
No i wszytko jest OK. Skarpety "stawia się" zawsze w jednym miejscu a buty po jakimś czasie zastępują psa bo potrafią przyjść do właściciela.
O dziwo jednak facet potrafi też posprzątać i robi to błyskawicznie. Fantastycznym miejscem pomocnym niezwykle w sprzątaniu gdy nagle ma się u nas pojawić ktoś płci przeciwnej jest balkon.
Nie macie pojęcia ile rzeczy można upchnąć na balkonie za murem podokiennym. Błotnik z samochodu, jakieś narzędzia, kilka puszek piwa razem z elektrycznym grillem kumpla który miał byc umyty,..... była w każdym razie taka opcja. Do tego czyjeś sanki, kontener po butelkach niewiadomego pochodzenia i wiele wiele innych. Wszystko pięknie przykryć kocem i za jednym zamachem mamy schowane graty i nie trzeba składac koca.
Łóżko to kolejny fantastyczny wynalazek ale tylko na pierwszą randkę bo niech tylko okaże się przydatne i trzeba je będzie otworzyć.
Wszelkie szafy i pawlacze pochłaniają niezliczone ilości maneli i niech Bóg błogosławi gościa który zamiast zawiasów listwowych opatentował te fantastyczne samodociągające drzwi. Jak to ułatwia trzymanie maneli w ryzach to zrozumie tylko drugi facet.
Problem pojawia się zazwyczaj pod koniec sprzątania gdy wszystkie szafy są już pełne i nabite do granic wytrzymałości a facet z dumą stwierdza - odkurzę i fajrant.
Dupa nie fajrant. Odkurzacz był w szafie a tę w obecnej sytuacji strach otwierać.
Od czego jednak gromadzone latami doświadczenie gdy matka mówiła: nie wyjdziesz dopóki nie sprzątniesz.
Wystarczy przecież wskoczyć w tenisówki albo jakieś klapki z gumowa podeszwą i przeciagnąć po newralnicznych punktach. Wszystko ładnie się zgarnia w jedno miejsce zarem z włosiem i co tam jeszcze wyrosło na wykładzinie w potem to już tylko w palce i do kosza. Załatwione mamy za jednym zamachem zarówno odkurzanie jak i gimnastykę. Pozostaje tylko obwąchać podkoszulki celem wybrania tej jedynej i juz można czekać na gości.


CDN...

poniedziałek, 27 września 2010

Uczucia

No i wszystko fajnie.
Niby każdy je ma. Jeden kogoś lubi, inny nienawidzi, ten ją kocha jego z kolei kocha jakiś gość i wszystko byłoby fajnie gdyby te uczucia lokowane były tam gdzie powinny. Czasem zdarza się, ze jednak trafiają tam gdzie powinny tylko jest już trochę za późno.

Co wtedy? 

Cofnąć czas nie sposób. Wymazać przeszłość da się tylko do pewnego stopnia, a zmienić życie już niestety często jest niemożliwe.
Pozostaje nam kochać, nienawidzić, lubić .... Tylko jak?
Szczęśliwi Ci, którym udało się znaleźć swoje lustro i w nim mogą się przeglądać.
Jeszcze szczęśliwsi Ci, którym to lustro szlag trafił zanim znaleźli kogoś, kto to lustro wiernie przed nimi trzymał sprawiając aby mogli być szczęśliwi.

To jest miara prawdziwego uczucia. 

Dać komuś to czego samemu się pragnie, nie oczekując nic w zamian.

czwartek, 23 września 2010

Krokodyl



Tak. 
Już dawno stwierdziłem, że jestem jak ten krokodyl. Zresztą chyba każdy mężczyzna taki właśnie jest. Ani nie jestem tajemniczy, ani tym bardziej skomplikowany. Co tu dużo mówić. Całość mojego jestestwa można sprowadzić do jednego zdania. Albo jestem głodny, albo chce mi się jeść...

Dlaczego właśnie tak? A dlaczego nie? Proste rozwiązania są najlepsze więc po co komplikować sobie życie jego zawiłościami skoro można całość odkurzyć i zasiąść przed telewizorem.


No i wszystko byłoby w porządku gdyby można było mieszkać z podobnym do siebie kumplem. Wieczorem browar, coś w tv i.........
Właśnie. Wszystko byłoby proste i genialne z natury gdyby nie natura właśnie, a ta domaga się partnerki i cokolwiek się za tym kryje komlikuje życie do granic możliwości. Fajnie byłoby sobie te partnerki spraszać z kumplem, ale prędzej czy później albo jego albo moja zostanie na dłużej i pozamiatane.
Nagle kuchnia jest czysta i zaczynamy się odżywiać warzywami.
Jakiś basen, drążek w świetle futryny i antyperspiranty. Już nie wskoczysz w koszulkę z poniedziałku tylko dlatego, że znów jest poniedziałek. Nie wskoczysz w nią nawet dlatego, że jest poprzedni wtorek bo jest już wczorajsza. 

No i co z tego? Była przecież w porządku.

No i prostota życia zostaje zachwiana. Po krokodylu. Tysiące lat ewolucji poszły w diabły z nastaniem ruchów feministycznych. Już nie można siedzieć po uszy we własnej sadzawce czekając leniwie na ofiarę. Teraz trzeba wyjść i co gorsza ładnie się przedstawić....
 
Trzeba wyglądać lepiej niż inni w sadzawce. Pół biedy gdy krokodylowi zostało jeszcze troche odwagi z dawnych męskich czasów, ale co mają zrobić Ci którzy w obecnych czasach zachwiali w sobie tę męską butę?
Zagonieni we własnym wyobrażeniu, że tak być powinno bo przecież lansowanie odkurzania i pomagania w domu jest tak bardzo na topie, że robią wszystko w dobrej wierze. Nie polują, upolowali kiedyś, ale nie jedzą, nie konsumują, a ich ofiara biega wolna i nie potrafi znaleźć sobie miejsca. 

Zaczyna szukać innej sadzawki, w której już nie wielkie opasłe krokodyle w kuchennych fartuchach, ale banda krewkich aligatorów chowa się wystawiając jedynie oczyska.

Krokodyl jednak nie ma tak źle jakby się wydawało, bo przecież ofiary już nie takie szybkie, ani już nie takie miękkie. Aligator na byle co nie poleci, a krokodyl byle młódki nie dogoni.
Siedzimy. Każdy w swojej sadzawce z sobie podobnymi i rozmyślamy. Dodajemy sobie otuchy mówiąc, że te młode to nie dla nas i choć wdzięczą się na brzegu nawet do nich nie startujemy w obawie o zbyt wczesny zawał serca.
Czekamy. Płynie czas.

Dobrze jest gdy ostatnimi zębami złapiemy jeszcze kogoś kto nie za bardzo się wyrywa. Jeśli jeszcze potrafi się odezwać, zamiast wydzierać pod byle pretekstem, jesteśmy wreszcie w domu.
Niby lepiej byłoby złapać kumpla i zaciągnąć do naszej sadzawki, ale to nie to. On sam przyjdzie i frajda z tego żadna. Na szczęście w pewnym wieku wszyscy już sobie zdajemy sprawę z tego, że błoto w którym zostaliśmy unurzani jest naszym błotem i nie ma już sensu go zmieniać. Dość poszukiwań, dość polowań.


Kumpel jest dobry od czasu do czasu, bo tak na dłuższą metę z głodu byśmy razem padli wystawijąc jedynie ponad powierzchnię tęskne ofiary oczy..

środa, 22 września 2010

Przyjaciel czy przyjaciółka



To jest dylemat tak stary jak stare są opowieści o tym jaką to wielką rybę złapałem.
Nie będzie tu frazesów o tym jak to przyjaciel to ktoś do kogo zadzwonisz w nocy i przyjedzie do Ciebie, ani też o tym, że odda za Ciebie ostatnią koszulę. Ot dywagacja na temat jaka nasunęła mi się kiedyś i wypadałoby może zostawić ją sobie na kiedyś.

Każdy powie, że lepsza jest przyjaciółka z tą różnicą w stosunku do przyjaciela, że za cholere nie dotrzyma nam towarzystwa przy kuflu. Albo odpadnie przy zapowiedziach albo po zapowiedziach będziemy chcieli ją zaprosić do siebie. 

Co potem? Po przyjaźni czy po przyjaciółce?
Pod tym względem lepiej jest mieć przyjaciela tyle, że ten generuje problem jeśli mamy też jakąś przyjaciółkę. No bo każdy jeden baran przecież pochwali się żonie jaką to mamy przyjaciółkę i dopowie coś na zasadzie " Ja tam nie wiem, ale ja nie mógłbym mieć przyjaciółki..." nawet jeśli myśli i chce czegoś zupełnie innego.

Znów pozostaje przyjaciółka. Dlaczego? Bo kobiety w kontaktach międzypłciowych są dyskretniejsze. Nie potrzebują poklasku i nie muszą czuć się lepsze. Podchodzą do sprawy uczuciowo i ważny jest dla nich punkt oparcia a nie lokalizacja tego punktu sama w sobie.

Zatem przyjaciółka? No niby tak. Niestety nie powiemy jej o wszystkim choć z drugiej strony kobiecie łatwiej powiedziec o pewnych rzeczach niż mężczyźnie byle nie pomyślała, że się użalamy i nie obudziły się w niej instynkty opiekuńcze.

Może była żona?

No może. Wszystko zależy jaką to byłą żonę się ma. Najłatwiej byłoby to załatwić w ten własnie sposób choć dla następnej byłby to potwornie ciężki orzech do zgryzienia.
Była - zawsze będzie to kochaną "przed"...
Na nieszczęście albo i na szczęscie relacje z byłymi żonami z rzadka bywaja poprawne. 

Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które załatwia wszystko i nie generuje żadnych problemów w formie zazdrości ze strony żony. Rozwiązanie z gruntu rzeczy niby idealne, bezkompromisowe i zawsze na miejscu.

Przyjaciółka żony. Dlaczego?

Bo to kompendium wiedzy o naszej żonie, zastaw wszystkich potrzebnych dat i upodobań żony.
Skoro się przyjaźnią to mają podobne podejście do wielu spraw a dodatkowo, przyjaciółka żony jako "blisko spokrewniona" nie wpada w oko, bo nie i już.
Gdy zadzwoni w nocy z prośbą o pomoc, żona sama wypchnie z domu do pomocy. 
Pomocna jest za każdym razem gdy chcemy kupić prezent żonie i jako kobieta pamięta o wszystkich naszych rocznicach. Czy coś takiego zaoferuje Wam choćby najlepszy przyjaciel?
Nie ma bata.

Nie będziemy się jej użalać więc problem syndromu pielęgniarki nam odpada a więc o zazdrości nie ma mowy. Same plusy, no prawie, bo to przecież przyjaciółka żony, opowie jej o wszystkim o czym dowie się od nas. Jakby na to nie spojrzeć solidarność jajników wygra z nami już w przedbiegach.

Suma sumarum chyba najlepszym rozwiązaniem jest przyjaciółka jako dziewczyna, z którą kiedyś byliśmy.
Do łóżka już razem nie pójdziemy bo to już było. Okres zakochania i zauroczenia mamy za sobą za to wiemy o sobie tyle, że rozmawiać można o wszystkim. Jeśli do tego wszystko było Ok i nikt nie ma do nikogo żalu to jest to chyba układ idealny.

Do zestawu kupujemy psa i mamy do kompletu z kim pogadać o dupach :) 

Z tego wszystkiego wychodzi, że najlepiej kupić sobie lustro i olać te wszystkie bzdety o przyjaźniach .............


Man



Facet. 
Może jednak mężczyzna. Nie lepiej facet. Wkoło to samo. Niby wszystko jest w porządku bo czym rożni się jedno od drugiego ale tak naprawdę czy ktokolwiek się nad tym zastanawia? Każdy mając lat naście chce być mężczyzną, bo tak mawiają matki. Gdy już się nim staje chce być facetem, bo na facetów lecą laski.  Ściągamy barki w dół, rozchylamy lekko ramiona by wydać się większymi i w ten sposób z mężczyzny pozostaje tylko cień, bo ten zawsze jest dłuższy i smuklejszy. Wtedy stajemy się facetami a "facet to świnia"....
To chyba nie przypadek, że tak zostały dobrane słowa tytułu tej piosenki. Dopiero gdy facet kończy okres picia bez sensu i palenia co popadnie z kumplami na klatce w bloku zaczyna tęsknić za byciem mężczyzną. Oczywiście nie wszyscy jesteśmy mężczyznami i bardzo dobrze bo i nie każda laska staje się kobietą. Niektóre jednak powyrastały z biegania za karkami i wyglądają jakoś tak, kobieco. Zwracają uwagę na intelektualistów jako ewentualnych partnerów życiowych, pytają czym się interesujesz jakby w tym wieku można było się interesować czymś innym niż jej biust, a karki z którymi do tej pory się spotykały nagle dostały brzuchów i wyglądają żenująco.

Dojrzewamy do bycia mężczyzną.

Po jakimś czasie okazało się, że smukła sylwetka jest w cenie bo koszula dopina się pod szyją i można wyskoczyć w garniaku na ślub przyjaciółki i mało tego, to właśnie  my stajemy się świadkiem bo mieścimy się w kadrze.
Na weselu żony kolegów gapią się na nas nie dlatego, że nagle się zakochały, a dlatego że siedząc możemy sprawdzić czy mamy dobrze zapięty pas w spodniach.

Jak to jest, że każdy po trzydziestce dostaje brzucha. Jak to jest, że nie ma w normalnym świecie mężczyzn szczupłych. Są albo chudzi albo z nadwagą.
Szczupli wymierają tuż po ślubie.
Ta ceremonia potrafi zabić najwytrwalszego mężczyznę.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nasze szeroko pojęte podejście do życia i tu mamy pole do popisu. Zaczyna się podział, według którego powinniśmy nie tyle być mężczyzną, co być za niego uważanym. 

Czy aby na pewno?

Paradoksalnie najłatwiej zostać mężczyzną już po ślubie. 
W zasadzie to najłatwiej się nim wtedy okazać, bo aby nim być trzeba mieć środowisko dorosłych przygotowujące do tej chlubnej roli.
Dlaczego? Skoro wszyscy kumple po ślubie dostają brzucha i zaczynają mówić coś w stylu "jestem jaki jestem", albo "musisz mnie takiego kochać, nie jestem coraz młodszy" to wystarczy na pierwszy rzut oka trochę się przyłożyć i optycznie już jesteśmy na wygranej pozycji. Niestety to tylko optyka, a ta kobiecie nie wystarcza. 
Czasem jednak wystarcza koleżankom żony by od czasu do czasu rzucić coś w stylu: "Ty to masz przynajmniej szczupłego męża a mój...." Ważne by żona przyniosła te słowa do domu bo bez tego wszystkie starania jak psu na budę. 
Pierwsze mamy z głowy. Teraz musimy już tylko zadbać o poglądy i tu już gorzej. O ile wygląd wypracujemy, to na poglądy już zapracowaliśmy i nawet z boskim wyglądem zniweczymy całe wejście otwierając usta.
Nie możemy sobie przecież pozwolić, aby koleżanki żony mówiły, że przystojny ten Twój facet ale zupełnie do Ciebie nie pasuje...
No to jak pasować? Do kogo to już zupełnie inna kwestia.
Kiedyś uknułem taką tezę, że facet zaprosi dziewczynę do restauracji, a mężczyzna na lody. Pozornie bzdura ale jak się tak zastanowić to facet z brakiem pomysłu zrobi to co podają mu na tacy w reklamie pomiędzy pierwszą a drugą połową ligi mistrzów, a mężczyzna lody traktuje tylko jako pretekst do spaceru i rozmowy dzięki której pozna "jej" zainteresowania. Pierwszy będzie o tym bębnił na prawo i lewo strosząc pióra, drugi zaś nie powie nikomu w myśl zasady: "nie opowiadaj o swojej dziewczynie koledze, bo mu się spodoba i Ci ją odbierze".

Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy mężczyznami a facetami.

Facet miał w swoim życiu ze sto kobiet. O mężczyźnie w tej kwestii nikt nie słyszał, za to to do niego dzwonią kobiety kiedy złapią gumę.