wtorek, 13 października 2015

Sex....



Zainspirowany cytatem z FB pod którym gremialnie wypowiadają się kobiety bijąc brawa postanowiłem przedstawić swój punkt widzenia.

Cytat brzmi:



"Nie dotykaj kobiety tak, jak ona chce.
Dotykaj tak, jak chce, ale wstydzi się poprosić."


Każdy facet teraz budzi wyobraźnię o swojej żonie w lekkim wyuzdaniu lub ubraną w dziką bieliznę. Inni zaś roją sobie wysublimowanie i klasę. No co kto lubi. Prawda jest taka, że gdy się nad tym zastanowić, to my, mężczyźni potrafimy powiedzieć o tym czego chcemy, pragniemy. Potrafimy poprosić o bieliznę, o krótką spódniczkę którą tak lubimy, o szpilki, gorset czy co kto tam woli lub miłosne igraszki w nietypowym miejscu. Co w tym momencie usłyszmy od swojej dziewczyny? Nie lubi o tym rozmawiać, albo co najwyżej, że potrzebuje jakiegoś urozmaicenia, ale jakiego to już nie wie. 
Nieliczne potrafią powiedzieć, lub sięgnąć wprost i to największy skarb dla mężczyzny bo nic tak nie oddaje tej sfery jak stare powiedzenie, które brzmi :
"Jeśli nie powiesz swojemu mężczyźnie o co Ci chodzi, to on nie będzie wiedział o co Ci chodzi".
Zdecydowana większość kobiet ripostuje jednak, że w ogóle ich nie słuchamy.
Słuchamy... W tej kwestii słuchamy jak w żadnej innej i nsadstawiamy uszu po jeszcze.

Potem oczywiście znajdzie się ktoś, kto na jakiś czas tę niszę zapełni po czym okazuje się, ze i ten nie słucha. Czy na pewno? Może po prostu inności starczyło na kwadrans.

Wszyscy jak jeden mamieni jesteśmy wizjami reżyserów filmowych, którzy to budują w nas, a może bardziej w kobietach obraz zatracenia, wzniosłości i namiętności. Poetyckość niemalże intymności wyzierającej z ekranu jest niesamowita. Żaden jednak reżyser nie pokaże tego, że z wanny pełnej piany, otoczonej świecami należy wyjść, opłukać się, wytrzeć, a wtedy już pojawia się to cudowne oczekiwanie na siebie podczas którego cały nastrój pryska ;)
Owszem, zdarza się, że i w telewizji ktoś mokry kompletnie ląduje w łózku, ale czy ktoś z Was próbował kochać sie na mokrym prześcieradle?

Pojawia się nagle książka dla pryszczatych nastolatek, "50 twarzy Greya" i znów zaczynają się dyskusje, komentarze o tym jakie to cudowne rzeczy tam są opisane, ale czy ktoś z Was przeniósł coś z tej książki do sypialni? Czy któraś z kobiet poddałaby się swojemu partnerowi? Czy na propozycję przywiążę Cię do łóżka pada choć raz: dobrze, zrób to...? Teraz pewnie podniesie się wrzawa, że facet nie powinien pytać tylko to zrobić, ale jak on ma to zrobić, skoro przez ostatnie miesiące słyszał, że nie wie o co chodzi. 
Czasem zdarza się, że badamy grunt, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Oglądamy jakiś film i zaczynają się podpytywania bo być może druga strona byłaby skłonna zrobić coś z tego co właśnie widzimy na ekranie. Nie łatwiej powiedzieć wprost, że chciałabym abyś i mnie tak kiedyś......
Są oczywiście pary, które doskonale się w takich sytuacjach dogadują spełniając swoje fantazje nawet bez rozmowy, zdecydowana większość jednak tylko o tym rozprawia poza domem, a w domu? 

W ogóle mnie nie słuchasz...

To w nas tak naprawdę wszystko siedzi i to my dla siebie nawzajem musimy budować ten nasz świat. Jest do dogrania, do dogadania. Zbudowanie swoich rytuałów, repertuaru zachowań, które kreują napięcia między nami jest łatwe, ale trzeba rozmawiać. Jak można wstydzić się wzajemności skoro znamy się na wylot. Potrafimy rozmawiać o koszmarnych dolegliwościach, o tym, że grypa żółądkowa wyrzuciła z nas nawet komunijny tort, ale nie potrafimy powiedzieć nawet takiego banału, że chcemy, aby nasz partner zwyczajnie zdarł z nas ubranie bez gry wstępnej. 

Takie banały, a urastają do rangi problemu. Jak rozmawiać o czymś bardziej nas kręcącym?

Związki rozbijają się o najprostrze rzeczy, ale też na ich podstawie powstają, bo okazuje się, że trafiamy na kogoś, kto jest naszym zachowaniom bardzo bliski. Kogoś, kto wczesniej trafił na partnera bardziej otwartego i wyzbył się tych wszystkich zahamowań. Nagle okazuje się, że to jest możliwe i nie mówię o pejczach, sznurach czy przedziwnej bieliźnie. Wystarczy otwartośc i brak skrępowania...

Skoro zatem jest możliwe, a przecież znamy to z opowieści to może zacznijmy rozmawiać. O naszych pragnieniach, marzeniach. Zacznijmy od pisania jeśli słowo jest zbyt krępujące. Może SMS, może list. To nawet nęcące znaleźć kartkę na stole z propozycją wieczornych czy porannych zmian... A może właśnie teraz?

piątek, 9 października 2015

Role...



Wzrastamy w pewnym środowisku, wśród pewnych zachowań, cech, obowiązków. Narzuca nam się postępowanie i konwenanse. Każdy chłopak z mojego pokolenia zna treść zdania, że kobiety nie wolno uderzyć nawet kwiatkiem. Ilu ojców dziś przekazuje tę maksymę własnym synom?

Kobiety stały się silniejsze, zaradniejsze, samodzielne. Jako pracownice są sumienniejsze i bardziej prą do przodu. Jako szefowie bardziej zorganizowane. Postęp to my, ale kto go napędza? James Brown śpiewał, że wszystko stworzyliśmy my, ale bez kobiet ten świat byłby niczym i tak chyba jest. Ubieramy się dla nich, stroszymy pióra dla nich. Mamy coraz lepsze samochody aby im imponować i zrzucamy brzuchy by im się podobać.

Tylko czy nie zatracamy się w tym wszystkim?
Nasze matki ogarniały nas, dom, pracę, kuchnię i zawsze obiad był ugotowany, a ojciec spracowany wpadał na ciepły posiłek i chwalił matkę przed znajomymi jako doskonałą gospodynię. Zazdrościli mu, ja byłem dumny z matki.

Dziadek powiedział mi kiedyś, że aby móc dyskutować z kobietą muszę umieć to co ona. Uczyłem się. Nauczyłem się wszystkiego od szydełkowania, poprzez robienie na drutach czy na gotowaniu kończąc. Dziś z podziwem patrzę na kobiety potrafiące choćby gotować.
Mam znajomych żyjących w doskonałych związkach pełnych wzlotów i upadków, ale razem. Z FB dowiaduję się jak cudownie ona gotuje, a on stawia kolejny gabion własnymi rękoma. On przynosi jej produkty, ona jemu podaje z dziećmi kamienie. Współgrają.

Lansuje się tacierzyński urlop, aby mężczyzn przybliżyc dzieciom i nie ma w tym nic złego, ale czy nie byliby ojcami bez tego? Przecież to kwestia woli. 

Dziś jak złowieszcza wróżba przebrzmiewa mi w głowie zdanie z Seksmisji gdy jedna z kobiet tłumaczy drugiej, że mieć chłopa, oznacza chyba posiadanie męskiej pomocy domowej tak popularnej pod koniec 20-tego wieku.

Tak niestety się dzieje.

Nauczymy się wszystkiego, nauczyłem się ja. Wyręczamy kobiety w coraz większej ilości czynności i nie mam tu zamiaru negować takiego postępowania pod jednym wszakże warunkiem. Równouprawnienia, o które tak bardzo wszyscy zabiegamy. Niech to wszystko będzie partnerskie. Niech związek się uzupełnia, niech oboje biorą w tym czynny udział.

Bez narzucania, bez egzekwowania. Żyjmy razem.
Jeśli gotujesz, ja pozmywam, jeśli zrobię remont, Ty przetrzyj płytki i tak w nieskończoność. Niech to wszystko się zazębia, aby nikt nie miał odczucia wykorzystania.

W przeciwnym razie trafiając na egocentycznegą partnerkę stanie się coś co dobitnie określij jeden z moich znajomych:

Jeśli zaczniesz przejmować wszystkie kobiece obowiązki w domu, to ona prędzej czy późniejsz poszuka samca poza domem.

W drugą stronę znów, jesli nie pomożesz jej w niczym, nie dziw się, że będzie wieczorem zmęczona i skłonna jedynie odespać cały dzień. Zamiast szukać pocieszenia w ramionach koleżanki z biura odciąż ją. Pomóż czasem, kup kwiaty, pozmywaj, ugotuj nawet jeśli Ci to nie wychodzi. Pośmiejecie się z tego potem razem, ale z niecierpliwością, troską i pełna obaw będzie Ci zaglądąła przez ramie gdy będziesz gotował.

Gdy on zaś gotuje pochwal go. Niech czuje się Twoim mężczyną, niech stara się bardziej.

Odgrywamy te swoje role całe życie. W piaskownicy już to my kopiemy większe dziury, szybciej biegamy, wchodzimy na drzewa aby zdjąć latawiec, który koleżance tam właśnie utknął. One się uśmiechają, spoglądają i zaczyna się spirala zbrojeń.

Najtrudniej odnaleźć równowagę, więc jeśli nie jest Twoim celem znajdź kogoś, komu Twoja rola życiowa się podoba, ale koniecznie takiego, kto tę rolę zwyczajnie doceni.

środa, 7 października 2015

Bańka mydlana




Wielokrotnie słyszymy słowa: wydawało mi się....
Zastanawiamy się wtedy ile w tym kłamstwa, a ile prawdy. Czy aby na pewno mu sie wydawało, czy tez może własnie zdał sobie sprawę ze swojej śmieszności i woli brnąć w tę iluzję.

Gdy jesteśmy mali wydaje nam się, że świat ogranicza się do naszych rodziców i wielkości piaskownicy. Zdarza się, że ogarniamy przedszkole i górkę na której każdej zimy testujemy wytrzymałość naszego tyłka na przemoczone do cna spodnie. Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę wydawało nam się, że wystarczy położyć pełne brył lodu rekawiczki z wełny na kaloryferze w klatce, aby już po dziesięciu minutach móc z radością i ciepłymi rękawicami biec na górkę.

Wydawało nam się, ale czy było w tym coś złego?

Potem wydaje nam się, że znamy na pamięć wiersz. Zdamy go to pewne, przecież włożyliśmy dla pewności książkę pod poduszkę, a każdemu wtedy wydawało się, że wiedza nocą przed poduszkę wchodzi.
Nie weszła, choć wydawało się, że zdamy, ale mamy przyjaciela, który również nie zdał, przyjaciel w niedoli, nasz jedyny wydawałoby się na całe zycie.

Życie płynie, a nam się wydaje, że tak właśnie jest. Dopiero w pewnym wieku okazuje się, że życie nam ucieka. wybieramy szkołę średnią i wydaje nam się, że to dobry kierunek, że tak właśnie powinno wyglądac nasze życie, a potem zmieniamy poglądy na studiach i znów to samo. Wydaje się, że to właśnie w życiu chcemy robić. Ilu z nas pracuje w zawodzie? 

Pierwsza miłość zawsze wydaje się tą najpiekniejszą i tą do grobowej deski. Płaczemy w poduszkę z tęsknoty i ogromu uczuć jakie nagle stały się naszym udziałem. Wydaje nam się, że żyć nie będziemy mogli gdy nagle ta miłość zostaje nam odebrana, a potem okazuje się, że każda następna miłośc jest pierwsza i każda wydaje się tą ostatnią.

Ułuda i iluzja z odrobiną osobistego zakłamania. Wszywamy sobie wzniosłe sentencje, którymi potem przez resztę życia się karmimy. Znajdujemy pracę i wydaje się, że będzie dobrze.  Całe zycie to samo.
Nawet świat jaki widzimy tak naprawdę taki nie jest. Każdy z nas ma jakąś wadę wzroku, inne widzenie kolorów, trochę zaburzeń i gdy się tak zastanowić to nawet to nam się wydaje. 

Teraz i mnie wydaje się, że w tym co piszę jest jakiś sens....

Możnaby pod to podpiąć chyba wszystko co przyjdzie nam do głowy, wszystko chyba poza jednym. Macierzyństwem.
Gdy dziewczyna nosi w sobie nowe życie, to o tym, że wszystko będzie dobrze jest jak nikt inny przekonana. 

poniedziałek, 5 października 2015

Motor...


Każdy mężczyzna chce go mieć. Po prostu.

Nieważne ile ma lat, nieważne ile ma wzrostu, chce go miec i już.
Z zazdrością spoglądamy na innych nam przecież podobnych, gdy wyłażą ze swych zatęchłych garaży i z obrzydzeniem jeżdżą nam przed oczyma. Paradują, a to ociekającymi chromem chooperami wielkości autobusu z przepięknie wprost przemawiającą do naszej wyobraźni i samczych zapędów nazwą Valkyrie, a to jakąś japońską szlifierą przyodzianą w kolorowe emblematy i nazwę typu Bandit tak wulgarnie napędzającą męską dumę, czy coś równie działającego na meską psychikę jak kultowe oznaczenia literowe, choćby CBR.

Ci bardziej obeznani, dręczą swą psyche obrazami siebie na harley'u, ci z dekadencją w głowie marzą o triumphie, ale każdy, każdy jak jeden chciałby choć raz poczuć tę moc między nogami.
Boimy się jak cholera. Boimy się, że nie zdamy, że nie damy rady, że będą się z nas śmiać gdy będziemy w dziwnym kasku pomykać przez osiedla z L-ką na plecach. Każdy przecież ma wpleciony w krajobraz obraz macho jadącego grubo ponad dozwoloną. a nie 50 na orurowanym suzuki.
Cmokamy do tego wszystkiego bojąc się wsiąść gdy jakiś facet z naszego otoczenia potajemnie zrobi prawko i kupi swoje pierwsze dwa koła. Ze znawstswem komentujemy to wszystko co wiedzieć każdy mężczyzna musi czyli pierdoły typu jaką ma moc i ile toto poleci. Tęsknota jednak wyziera spod powiek i już, już mamy wizję jakbyśmy wyglądali na takim z drobną dziewczyną o wypiętym tyłeczku za plecami.


Nie chodzi tu bynajmniej o rwanie lasek czy zdradę żony. To nawet przez myśl nie przechodzi, przynajmniej nie większości. Tu chodzi o tych wszystkich, którzy razem z nami właśnie cmokają. Tu jesteśmy równi, jeden tylko ma prawko a cała reszta cmoka razem z nami. Braterstwo. Męska solidarność bo przecież razem mówimy jednym głosem: Po co Ci to. WIesz ilu ginie na motorach? Bez sensu wydałeś kasę, deszcz to zmokniesz, słońce to się spocisz no i po Polsce jeździć się nie da bo idioci na drogach.

Cholera jak bardzo chcielibyśmy do tych idiotów dołączyć okazując się jedynymi mądrymi niosącymi kaganek :) Ech...

MOTOR

Najskrytsze marzenie każdego chłopaka = największy strach przed egzaminem.

Nie najgorsze jednak jest to, że nie mamy tego prawka. To jeszcze się jakoś przełyka i po chwili zapomina pośród spraw codziennych. Najgorsze jest to, że ktoś z naszego otoczenia już zrobił. Mało tego, coraz częsciej opowiada, że jednak ten motor kupi, a nasza dziewczyna tego słucha, patrzy, słucha i widać cholera, że jednak ją to kręci, choć gdy jesteśmy sami to wturuje nam w postulowaniu głupoty zakupu. Nic to. Jest coś gorszego. On cholera ten motor kupił. Ma, kupił ciuchy i wygląda w nich tak jak sami chcielibyśmy wyglądać.

To tez nic. Już go więcej nie zaprosimy. Dlaczego? Bo go zapytała czy ją kiedyś przewiezie. PRZEWIEZIE, cholera. Zgodził się wał jeden, przyjaciel jego mać. 

Żeby mu go ukradli....!!!!

To wszystko i tak jest detal. Bo to wszystko działa na nas połowicznie. Są gorsze rzeczy. Są rzeczy makabryczne dla męskiej psychiki.
Zdarza się bowiem, że wpadamy do biura w naszych nienajlepszych ciuchach, bo to biuro przecież. Wychodzimy z kumplami na fajkę bo jeden z nich kupił właśnie Lagunę z niewielkim przebiegiem i jako mężczyźni idziemy pocmokać. Taki rytuał, który odbyć się musi.
Podjeżdża wtedy jakiś motor. Na oko widać dwukrotną wartość laguny. Cały w czerni, wielki, na felgach jedynie czerwona lamówka. Gość na nim w równie matowej skórze, kask w czarną szybą. Po prostu macho, wielki ponad litrowy silnik bulgocze powoli wywołująć drżenie na skórze każdego z nas. 
Laguna już dawno nieważna. Każdy zerka na to cudo i wtedy dzieje się coś, co każdego mężczyzną sprowadza do poziomu tejże laguny.

Spod zdejmowanego kasku wyłaniają się blond długie włosy i zsiada z niego dziewczyna.....

Nie patrzymy na nią. Wiemy, że przeszła obok. Udajemy ignorowanie, ale każdy z nas wie jak bardzo to było nie w porządku....

piątek, 2 października 2015

Narodziny


zdjęcie Anne Geddes


Narodziny to za każdym razem niesamowite wydarzenie.
Wszyscy jesteśmy przekonani, że wszystko będzie dobrze, dziecko zdrowe, silne. Ojciec dostaje gratulacje od kolegów, a rodzina pęka z dumy w szwach. Wizja pępkowego już niesie pieśń na ustach tylko biedna przyszła mama pełna strachu i niepewności spogląda w tę niedaleką przecież przyszłość z niepokojem. Ona jedyna tak naprawdę zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. To ona przez okres ciąży coraz bardziej przywiązywała się do tej myśli, która w niej wzrastała. To ona teraz czeka na cud narodzin..

Nigdy w życiu mężczyzna nie przejdzie większej próby niż wtedy gdy zostaje ojcem. Odpowiedzialność, którą do tej pory przerzucał między palcami skupia się teraz z nową mocą. Wszystkie jego nawyki, przywary i pasje przestają mieć znaczenie. Sam przestaje być ważny.

Oto pojawia się ktoś, kto zabierze miejsce w sercu jego wybranki na dobre i nie ważne czy będzie to syn czy też córka. To się po prostu wydarzy, a to czy znajdzie sobie nowe miejsce zależy tylko i wyłącznie od tego jakim dla niej teraz partnerem będzie.

Nie potrafimy jako ojcowie wykrzesać z siebie tak bezwarunkowych uczuć jak matczyne i nigdy też nie nauczymy się tak bardzo kochać nasze dzieci. Oczywiście pojawią się tutaj teraz głosy krytyki bo przecież kochamy itd i dobrze. Może w ślad za tymi głosami krytyki pojawi się i refleksja.

Nocny płacz, niewyspanie, wstawanie, wymioty, pieluchy, smród i ogólny bałagan zanim to wszystko nabierze tempa. Zanim sie to wszystko jakoś poukłada, zanim zacznie jakoś w miarę regularnie jeść i jakoś sypiać.
Wszystko nowe i do bani. Pojawiają się pierwsze grymasy, pierwsze usmiechy, pierwsze zasikane jeansy prosto ze sklepu bo przecież dopiero co zdjąłem pieluchę, ale młodzi rodzice nie wiedzą, że wystarczy trochę chłodu i pójdzie od nowa :)

Staramy się. Wpadają znajomi i wszyscy służą dobrą radą. Każdy ma jakieś doświadczenie bo jeśli sam nie ma dzieci to przecież ma je siostra, ciotka, sąsiad jakiś, a to wystarczy.

O ile jednak radzimy sobie jakoś z codziennością, coraz bardziej sobie z nią radzimy o tyle bywają sytuacje, które cały nasz ład burzą i wtedy właśnie pojawia się dzień próby. Gorączka u takiego malucha za każdym razem jest pierwsza, za każdym razem jest inna i za każdym razem to ten sam strach.

My ojcowie jesteśmy racjonalni, chłodno stwierdzamy, że przecież to tylko gorączka i denerwujemy się gdy mama gorączkowo pogania nas by coś zrobić, pomóc jakoś. 
Daj spokój nic mu nie jest, niech poryczy - mówimy.
A mama swoje.

Konia z rzędem temu, który zastanowił się co ona wtedy czuje. Jak przeżywa fakt, że te kilka kilogramów, które jeszcze niedawno nosiła w sobie teraz płacze, a ona nie wie jak mu pomóc. Jeszcze nie rozpoznaje płaczu, nie wie co oznacza i cierpi. Galop myśli, strach i matczyne pragnienie pomocy.

Nie mamy tego, my ojcowie mamy to jedynie nawykowo, rozumnie, podszywamy pod to większe lub słabsze uczucia, ale skłamalibyśmy mówiąc, że mamy tacierzyński instynkt.

Dziecko potrafi umęczyć, potrafi dać w kość gdy o czwartej nad ranem po końskiej dawce leku nagle gorączka spada i zasypia. Wtedy umęczeni wracamy oboje do łóżka. Pretensje, trochę gniewu, refleksje.

Nie pamiętamy już radości z narodzin, nie myslimy o tym, że tego właśnie chcieliśmy. Nie mamy pojęcia co dalej. Pokłóceni niejednokrotnie ruszamy do pracy zostawiając ją z dzieckiem w domu. Łapiemy oddech.

Cierpliwość matczyna nie ma granic, cierpliwość ojcowska to święty grall, a przecież my też chorujemy. Łapiemy gorączkę, grypę.
Mężczyzna ważacy 90kg potrafi słaniać się przy 39C na wpół przytomny. Stawy rwie ból, a wnętrzności przewraca wirus wedle własnego uznania.

Wirus nie zna skali. Te kilka kilogramów stanowiące może 8% wagi dorosłego łapie ten sam wirus, z tą samą siłą, ale jedną jedyną różnicą.
To maleństwo nie ma naszej świadomości, nie wie, że za kilka dni wszystko minie, że okropny ból jest chwilowy, że gorączkę pokona mama, a strach bicie jej serca gdy przytuli. Ono nie wie co się z nim dzieje i boi się najbardziej na świecie.

Może każdemu ojcu zrozumieć matkę pomożę to, że wystarczy przecież spojrzeć w te maleńkie oczy i wykrzywione w krzyku rozpaczy usta i uświadomić sobie, że choć jeszcze nie potrafi, to krzyczy tato ratuj...... bo dla niego jesteś teraz całym światem

Córcia ;)


źródło: internet

My mężczyźni mamy dość mocno przechlapane w życiu.
Matka jako taka ma kochać, taki stereotyp, ale tak naprawdę nic więcej robić nie musi i nikt nie będzie miał za złe jesli nie zrobi czegoś więcej.
Kochająca matka to skarb największy i zgadzam się z tym całkowicie. Nigdy przecież dziecko nie biegnie do ojca gdy mu się coś stanie, no, chyba że w okolicy nie ma akurat mamy .... Za każdym razem pierwszą istotą w chwilach krzywdy jaka maluje się w wyobraźni dziecka jest mama..

No a my? Mężczyźni? Ojcowie?
Mamo jak zrobić procę? Idź do taty.
Mamo a tej lalce odpadła głowa. Pokaż, oj idź do taty...
Mamo, napompujesz mi koło? Idź do taty.
Mamo jak lata samolot? Zapytaj tatę.
Mamo? Tata...... :)

A do kompletu jest Kochanieeeeeee, skoczyłbyś z dzieciakami pograć w nogę?
Tato przewróciłem się... I jak tylko zobaczy mamę masz po przytulaniu.

No taka kolej rzeczy. Tata to łatwo nie ma, a do kompletu chciałby syna. Bo przecież syn to syn. Będzie z kim naprawiać samochód, tak ładnie to wygląda w telewizji. Będzie z kim pokopać w piłkę choć jej nie lubi jak cholera, ale najważniejsze, że będzie dla kogo kupić samochodzik zdalnie sterowany, o którym marzyło się przez dzieciństwo spędzone w komunie ;)

No i córka. Takie marzenie każdego z nas. Dziewczyna, która będzie w nas wreszcie wpatrzona. W ten ideał męskości, w tego Boga. Będzie najpiękniejsza, najzgrabniejsza, najmądrzejsza, najwspanialsza. Będzie jedyną w swoim rodzaju. Wszyscy będa nam jej zazdrościć, każdy będzie chciał taką mieć, każdy będzie chciał ją mieć....... yyyyyy, że co?

Jakiś obcy facet? Ten z nieumytymi włosami? I w ogóle wyglądający jakoś tak, tak jak zawsze chciało się wyglądać?

Nooo właśnie. Nie oddamy. O ile matki jakoś do tego podchodzą to ojciec ma przechlapane. Poczucie trwałości własnego stada, atawistyczna rola samca zostaje wystawiona na potworną próbę. Świadomość mówi, że tak być musi, ale do ciężkiej cholery kto powiedział, że mamy się na to godzić?
Na dodatek nasze cudo rośnie, dojrzewa, ładnieje w oczach, a jej matka, bo przecież w takich chwilach to nie żona, żona by nam tego nigdy nie zrobiła, kupuje jej krótkie spódniczki. A ona ma przecież dopiero... 4,... 5.... 15 lat? 

Toż to jeszcze przedszkolak jest ;)

Cudownie jest gdy można tę córkę przytulić. Ze łzą w oku leżymy połamani w nieanatomicznej pozycji cierpiąć katusze tylko dlatego, że nasz skarb zasnął nam na ramieniu i odciął głową główną tętnicę. Czujemy jak serce tłoczy krew, pulsuje nam w barku, dłoń już dawno utraciła czucie, ale nie drgniemy bo mała tak słodko śpi. Niech śpi.

Tak już bywa z ojcami. Oschli, szorstcy i gruboskórni z dala tylko ronią łzę gdy córka występuje przed wszystkimi rodzicami. Chowamy się za aparatami, kamerami, matkami wstrzymując oddech. Nie ma nas na zdjęciach, czasem w drugim rzędzie z torbami na wakacjach, ale zupełnie nam to nie przeszkadza. Jesteśmy potrzebni, jesteśmy ważni. Jedyni. Czasem siadamy z albumem na kolanach i patrząc jak nieuchronnie zbliża się moment jej odejścia rośnie w nas przekonanie, że nie ważne kim będzie. Nie ważne gdzie pójdzie i czy czasem zadzwoni zrobimy dla niej wszystko, bo tylko ojciec bez chwili namysłu zabije każdego, kto choćby tylko pomyśli o jego córce w złej wierze.