sobota, 18 lipca 2015

Kanapki




Uwielbiam.
Te duże i te maleńkie. Uwielbiam bułki z nasionami, prażonym sezamem, bez nasion, w kratkę czy w koło. Obojętne. Chleb z ciemną błyszczącą skórką czy ten lekko oprószony mąką.
Bez znaczenia. 

Kanapki.

Każdy z nas je jada. Jedni zapychają się kanapką z dżemem inni wolą żółty ser. Ktoś wrzuci na prędce kromala z pasztetem, a inny z namaszczeniem rozsmarowuje na grubej pajdzie swojski smalec z przaśną ilością skwarek :)

Każdy z nas je jadł, jada, jadał będzie.

Dla mnie kanapka to danie oddające najwięcej przywiązania do drugiego człowieka. Przygotowywana osobiście dla kogoś tylko. Wymaga pracy, chęci i nawet robiona ot tak, wywołuje myśli.

Co zje? czy lubi?

Kto z nas przywiązywał wagę do kanapek szykowanych nam do szkoły przez nasze matki, kto choć raz zastanowił się nad nimi? Nikt. Dziś przygotowując sobie śniadanie, zwykłe jajo na twardo zatęskniłem za kanapkami.

Mama zawsze zastanawiała się co mi wsunąć pomiędzy dwie kromki chleba. Wiem to, bo dziś robię to samo.
Przemycam żółty ser za którym córka nie przepada, bo przecież rośnie, a to odrobina wapnia i białka. Zastanawiam się czy może plaster wędliny czy salami. Masłem czy ramą przesmarować. Dorzucam do pudełka śniadaniowego dwa maleńkie pomidorki i kilka cząstek jabłka aby ta odrobina wilgoci zagościła na jej uśmiechu i podtrzymała różnorodność jej smaków. Wsunę ciasteczka bebe, aby ta krztyna słodyczy wywołała jej uśmiech gdy na przerwie rozerwie woreczek, w który są zapakowane.

Rodzice i ich serce nawet w przygotowywanych na prędce kanapkach.

Troska. Dorastamy, robimy sobie te kanapki sami. Z byle czym, byle jak, byle szybko bo już czekają, bo życie biegnie, a my wciąż, choć coraz wprawniej smarujemy masłem chleb. Wszystko pachnie. Szklanka herbaty, wrzucone na masło dwa plastry szynki i już..... słychać z tyłu mamę, weź sobie pomidora. Musisz jeść warzywa :) Troska, choć właśnie układa na półkach prasowane przed chwilą ubrania jakimś cholernym cudem wiedziała, że już wychodzę z tą mizerną kromą :)

Kanapki są niezwykłe. Ile krajów tyle pomysłów, ale zawsze powód ten sam.
Aby zrobić je dla kogoś. Oddać kawałek siebie w uśmiechu drugiej osoby, gdy jadąc gdzieś, gdzieś dalej pada cudowne pytanie: zjesz coś Kotek? Mam dla nas kanapki :)
Nie ważne z czym są... rozpakowywane tuż obok nas, obserwowane kątem oka, różnorakie, bo zrobiona z sympatii, uczucia czy nawet zwykłej chęci pachną bosko i zawsze jest wybór. Dlaczego? Bo to kanapki i bardzo chcemy aby były częścią nas i tworzymy te kompozycje dla kogoś. Są z szynką, serem, ogórkiem... Na mokro i te do popijania. Do tych z serem jest kabanos w kawałkach, do tych z ogórkiem nagle pojawia się jajo na twardo do którego już obowiązkowo należy się zatrzymać. Do tych suchych w termosie herbata trzymana w zakochanej dłoni by ostygła.

Gdy wyjeżdżasz dostajesz kanapki, przyjeżdżasz zrobię Ci na szybko kromeczkę zanim przygotuje coś na ciepło.

Za każdym razem tak samo i z każdym razem inaczej.

Towarzyszą nam w pracy, na przerwie, w podróży. Wiążemy z nimi nasze smaki, wspomnienia i uczucia. 
Kanapka jak nic innego potrafi połączyć ludzi.

Traktujemy je jako codzienność i jako zwykły posiłek zabieramy ze sobą, ale czasem, pośród nich odnajdujemy karteczkę z narysowanym długopisem sercem i wilgotnymi oczyma zaczytujemy się w tym, że ktoś w nich zamknął swój poranny uśmiech, że starał się aby masło było posmarowane po krawędzie chleba, że układał plastry aby smaku było jak najwięcej, że zastanawiał się nad tym co jeszcze sprawi nam przyjemność i wiedział, że gdy zapyta o pomidorki cherry powiemy nie, nie trzeba, ale dorzuci ze trzy bo wie, że je zjemy z rozkoszą. 
W takich chwilach siadamy na moment patrząc bezwiednie przed siebie. Zatrzymujemy wszystko, w dłoniach trzymając tę część naszego życia, bo wiemy, że ta kanapka tak dobrze nas zna.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz