środa, 22 grudnia 2021

Grudzień




    Ten miesiąc już kilkukrotnie przewracał moje życie do góry nogami.

Zaczęło się od mojego syna, którego do domu przywiozłem w Wigilię Świąt Bożego narodzenia, a skończy pewnie jakiegoś innego pięknego grudnia ;)

    Jako zdeklarowany ateista o empirycznym podejściu do życia mam jednak w sobie romantyczną nutę, która w takich chwilach wymyśla symbole żyjące we mnie latami.
Miesiąc z jednej strony kończący rok, kończący wiele dla wielu, a dla mnie po raz kolejny staje się początkiem.
Fajna perspektywa zważywszy na fakt posiadanego wieku, ale patrząc na to jakimi starymi piernikami wydawali mi się moi rodzice gdy miałem naście lat, a to jakim młokosem zdaję się siebie postrzegać teraz będąc w ich ówczesnym wieku nabieram przekonania, że  tak naprawdę dopiero się zacznie :)

    Na głowie co prawda pojawiają się tu i ówdzie odbarwienia, ale póki nie czeszę włosów na pożyczkę nie mam co się martwić.
Czas zadbać o znajomych, zadbać o finanse i zrobić nareszcie coś dla siebie.
Ot grudzień. Światełko w tunelu i to bynajmniej nie jakaś choinkowa popierdółka, ale kawał niezłej lampy i do tego nawet nie eko. Świeci ale cholera żre energię.

    Nic to. Rok był pełen zmian, a jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. 
Jak niewielu lat przed tym, ten przyniósł wiele radości. Pozwolił mi się nacieszyć, pobawić, napracować i zrobić coś nowego. Sprawdzić siebie i znajomych. Wywołać jakieś tam podsumowania ale też spojrzeć retrospektywnie na własne życie. Niby nic takiego, ale gdy się człowiek upora z kilkoma demonami jakoś tak lżej się patrzy w styczeń. No właśnie, bo przecież jeszcze jest ten grudzień. Święta, które mimo wszystko bardzo lubię, choć obchodzimy jest tak bardzo rodzinnie i świecko jak się tylko da nie są tak wyczekane jak za gówniarza. Może dlatego, że teraz to ja kupuję prezenty, a może dlatego, że jak moja matula kiedyś stoję przy garach i choć nie robimy jakiejś wielkiej wieczerzy to jednak chciałoby się, aby to wszystko smakowało tak - świątecznie?
    Gdzieś w człowieku pokutuje ta cała zaszywania latami presja.

Jedno przestało się jakiś czas temu zmieniać.
Były lata, że upływ czasu nie miał kompletnego znaczenia. Potem życie zaczęło pędzić, dzieci rosły w oczach i zastanawiałem się kiedy zacznie mnie łupać w krzyżu. Dziś wiem, że odkąd zmiażdżyłem dwa dyski międzykręgowe łupie mnie od dawna, ale za to od kilku lat mam upływ czasu w nosie.
Pojawiły się za to jakieś marzenia, plany, cele. Co to się porobiło?

    Nabrałem ochoty na dom, na motor, na posiadanie samochodu, który ze wszystkich jakie miałem dawał mi najwięcej frajdy i bynajmniej nie dlatego, że był jakiś wyjątkowy, ale dlatego, że najmniej się nim przejmowałem, za to cieszyłem możliwościami, tym, że wszystko mogę i oczywiście, że inni mężczyźni zazdrośnie zerkają :)

    No ale zawsze prędzej czy później przychodzi grudzień i zaczynają się mimowolne podsumowania i rozliczenia. Co dalej? Jak? Co następne? No i dlaczego kolejny styczeń bez realizacji planów ze stycznia roku,….. aż wstyd. To kolejny grudzień w moim życiu, który wiele kończy, budzi jakiś niepokój i nadzieje zarazem. Znów pojawią się siwe włosy i znów będę zaczynał coś od nowa. Brak stabilizacji to coś co mnie trochę przeraża, ale wrosłem już trochę w ten tryb pracy. 

    Może czas to zmienić? Może ten grudzień jest właśnie tym, który coś definitywnie przewróci.

Byle do przodu.


czwartek, 15 lipca 2021

Dom

 


    Wieki niczego nie napisałem, a że życie nieubłagalnie prze do przodu to i niesie ze sobą rozmaite wydarzenia i myśli. Przyszedł w moim życiu taki dzień,  w którym nagle okazało się, że mieszkanie w kamienicy to jednak nie to, że małolaty za oknem wydzierają się niemiłosiernie i nawet nie to samo w sobie jest irytyjące co zachowanie ich rodziców. Uciszanie przez wydzieranie się jeszcze głośniej. Jakby dziecko przestraszone do granic możliwości przez wielkiego faceta mogło się w magiczny sposób uspokoić.
    Z jednej strony powodują nami względy praktyczne, bo na starość usiądziemy wygodnie we własnym kącie patrząc na zielone, będzie się czym zająć, a i czynsz odpadnie, ale z drugiej strony dojdą jakieś drobne remonty, usterki, odśnieżanie, plewienie, koszenie, przesadzanie... cholera zatrzymam się bo zaczynam zmieniać powoli zdanie.
    Mniejsza.
Zbudujemy, albo i nie, ale plan jest. Dlaczego? Bo się zwyczajnie napaliliśmy i można sobie wsadzić w kieszeń wszystkie opowieści o potrzebie posiadania domu. Dom się mieć po prostu chce albo nie i nie ma tu znaczenia czy nas na niego stać czy nie. Chciejstwo nie ma ceny.
    Transama też bym chciał i co? No nie stać mnie zwyczajnie :)
Na dom cholera nawet bardziej, ale to się zrobiło chciejstwo do kwadratu z napaleniem się na ogródek w tle, a z napaleniem się nie walczy.

    Już kiedyś miałem podejście do tematu.
Ileż to ja wykonałem projektów własnego domu, ile to stylów przeszło, a ile wersji. Pokoje dla dzieci, ale nie takie jak mój z lat młodzieńczych, takie po 20m2. No i pokój gościnny, bo czasem ktoś przenocuje.
I z jednej strony to dla nas przecież, ale cholera znajomi będa nań patrzyć, no nie może być zbyt mały, musi mieć wielki salon, wiadomo, imprezy. Kuchnia to w ogóle jak w telewizji. Blatu ogrom i bufet. 
Wiadomix.
Łazienka z ośmioosobową kabiną prysznicową i deszczownicą wielkości małego fiata, no i strefy, prywatna, ogólna i patio, taaaak patio. Taras i gabinet. No, a gdy kumple wpadną to przecież taki pokój z tv, bo choć piłki kopanej nie oglądam to co tam. Będzie.

    Rysujemy i za cholerę nie umiemy znaleźć tak ogromnej działki, a same fundamenty wyszły tyle co ta działka i zaczynają się cięcia.

Całe szczęście, że człowieka nie stać na takie fanaberie, bo strzeliłby sobie w kolano i na starość użerał z metrażem.

    Dziś, wyszło mi 80m2. Nieduży dom już słyszałem, za mały, będziecie żałowali, ale ileż my we dwoje zajmujemy miejsca? Razem z telewizorem będzie tego z 5m2, matko jedyna na co mi ta reszta? :) Salon nieduży, bo na imprezy w dużym gronie nie da się umówić. Telewizor robi za akwarium więc po prostu gdzieś tam jest. Pokój gościnny? Gościnnie będzie tam deska do prasowania jakieś biurko i to wszystko co gdzieś schować trzeba, aby nie wyskakiwało nagle pod nogi ;) Z wiekiem też człowiek ma już w nosie co ludzie powiedzą, dorasta się do zdrowego egoizmu, który sprawia, że to moje cztery litery są najważniejsze na ziemi. Dom ma przede wszystkim funkcję, a resztę mamy serdecznie gdzieś. Ot trzeba go dostosować do przepisów planu miejscowego i tyle.
    Nie obyło się oczywiście bez kilku pomysłów zanim obraliśmy odpowiadający nam kierunek, ale poszło nad wyraz gładko. 
Czy warto na stare lata? Tak sobie myślę, że to właśnie teraz dopiero warto. Dzieci wyjdą z domu, wymagania zmaleją, popyt już nie taki a i potrzeby ugruntowane.
Nie będzie zbędnej powierzchni, ani też ekscentrycznych materiałów na pokaz. Ot dom. Możliwie tani kąt do życia, który będzie naszą ostoją. 
  

    Jest plan, oby go zrealizować.