czwartek, 11 czerwca 2015

Zajarajmy....


....rzuca ktoś nagle i zaczyna się wyczekiwanie.

Ktoś skrzętnie wyciąga bibułę, lub lufę, a z drugiej kieszeni z namaszczeniem zawiniątko, aby nie utracić ani krzty zawartości.

Patrzą, czekają. Ci co już zasmakowali, luźniej. Ci którzy się nie przyznają ze strachem. Każdy jednak czeka aż mistrz ceremonii, jedyny, który odważył się przywieźć dokończy dzieła zbawienia ;)

Jest, palimy, z lekkim niedowierzaniem, ale każdy przecież gdzieś tam czytał, coś tam wie i mniej więcej kuma jak się zaciągnąć. Niektórzy zielenieją bo pociągnęli zbyt mocno, a na bezdechu nawet w wannie ledwo sobie radzą, a co dopiero z organizmem pełnym dymu gdy psychika krzyczy:

- Coś Ty durniu zrobił.

Cierpią dzielnie jednak bo gawiedź widząc nowicjusza skanduje gromkie trzymaj... Trzyma biedaczysko, ale z wielką ulga pozbywa się balastu.
Jaramy. Dobrze idzie, choć daje się odczuć wiszące w powietrzu wyczekiwanie.

Coś nie bangla to zioło, słabe jakby ktoś dodaje i niezwykle szybko spada liczba nowicjuszy ;) Bo nie z każdym idzie w parze jego dobre samopoczucie. Wystarczy jednak popatrzeć jak ktoś powoli się rozsiada, kąciki unoszą się mimowolnie i słucha bajania reszty o tym jak to kiedyś jeden z drugim usmażyli się ziołem, aby nastrój zaczął się udzielać.
Paszcza się wykrzywia coraz bardziej, a sama myśl o tym, że temu na przeciwko jest coraz lepiej jest tak niezwykle śmieszna, że odruchowo człowiek łapie się za paszczę zakrywając usta aby nie wyjść na tego który pierwszy się usmażył.
Sru.. Poszło. Ten z kącikami już wypalił rechotem wskazując paluchem na tego za dłońmi schowanego. Tamten już niemal płacze, a po drugiej stronie jakiś gość usilnie próbuje złapać klimat i aż nam go żal, że nie zadziałało.
Teraz już nie ważne co kto mówi. 
Radość jest tym większa im bardziej się człowiek skupia jak mu cudownie zielone wypaliło, a tym fajniejsza im większa grupa walczy z narastającym śmiechem.
Nie jest jednak tak różowo. Pojawia się w końcu chwila kiedy organizm zmęczony konwulsjami napinającymi wszystkie, nawet te nieistniejące mięśnie brzucha mówi pas. Pojawiają się monosylaby dźwięczące na wydechu ulgi i tylko gdzieniegdzie przerywane krótkim hehe...
Już po, już są westchnienia i rozmowa toczy się dalej gdy nagle nie utrzymawszy ciśnienia ktoś wybucha przez zęby i jazda zaczyna się od nowa. 
O cudowny katalizatorze, któryś nie dał nam ostygnąć ;)

Do rzeczy jednak bo nie to jest najważniejsze.

Kto z Was zauważył, że palacze jarają papierosy za ciężko zarobione pieniądze w stanie skupienia. Stoi pięć osób i tylko z rzadka ktoś się uśmiechnie. Czas goni i każdy ma już ostatniego. 14zł za paczkę.
Generalnie palą na smutno jakby zdając sobie sprawę z tego ile to kosztuje pieniędzy, zdrowia, czasu. Mordęga dająca się zauważyć przy każdym sztachnięciu jest niemal namacalna.
Mężczyźni palą z jedną dłonią w kieszeni. Nonszalancko wypuszczając dym przez skrzywione w przezabawnym grymasie udającym macho usta tuszując tym swój słaby charakter.
Kobiety znów jedną rękę mają zaplecioną przez pas podpierając na niej łokieć drugiej z uniesionym papierosem ku górze jakby nie chcąc aby dym omiatał nową bluzkę, lub ewolucyjnie wciąż trzymają wyimaginowaną lufkę emancypantek ;)

Wszyscy jednak smutni.

Widzieliście jarających zioło?
Niemal zawsze siedzą. Rozsiadają się jakby życie musiało się zatrzymać bo jest czas, to ten czas.
Dłonie na widoku, nie mając nic do ukrycia. Szczerość bo wiemy co jaramy.
Wszyscy się dzielą, nikt nie marudzi, nikt nie sępi. Po prostu leci.
Nikt nie wykonuje dziwnych grymasów dodając sobie animuszu wręcz przeciwnie. Każdy wypuszcza dym gdzieś w górę ustami kierując jego smugę w kółka, literki czy inne zygzaki z wolna wypuszczając.
Zabawa. Uśmiechy, rechoty czy wybuchy ekstazy ;)
Życie, zielone życie :)

Nie mam zamiaru tu stawiać jednego nad drugim bo niezwykle często ten smutas spod drzwi biurowca z papierosem w dłoni siada ze skrętem i staje się innym człowiekiem.
Wiele ostatnio wśród znajomych, najbliższych, cierpienia i strachu i chodzi mi jedynie o to, że skoro potrafimy, to może by tak spróbować jednak żyć radośniej.
Życie mamy jedno, mamy kłopoty i rozterki, ale tak naprawdę nie wiemy co stanie się za chwilę. 
Kiedyś przeczytałem, że nie mamy wpływu tylko na dwa dni w życiu. Wczoraj i jutro, może więc żyć dziś, tu i teraz. Po co nam samochody za grube pieniądze skoro tak naprawdę najwięcej frajdy daje wyremontowany za własne pieniądze i chęci żuk. Po co wielki dom na kredyt, skoro potrzebujemy 4 m2 aby być bliżej siebie. Po co wakacje all inclusive skoro wyprawa z namiotem daje więcej możliwości i jest tańsza.
Generujmy wspomnienia, te zielone i jakkolwiek by to nie zabrzmiało chodzi jedynie o "rzucenie papierosów".

środa, 10 czerwca 2015

Jaki jest Twój typ?



Siedzieliśmy ostatnio przy piwku i ktoś nieopatrznie wyciągnął ten temat.
No jak można nie zabrać głosu w tej sprawie. Wszyscy jak jeden gdy tylko kątem ucha złapali gdzieś obok ten watek od razu byli w centrum dyskusji.

No to jaki jest ten typ?
Co preferują mężczyźni? Może to dziwne ale jak zwykle nie wyniknęło z tej dyskusji kompletnie nic. Najstarszy temat świata i wciąż nierozwiązany :)

Nigdy tez takim nie będzie bo ilu mężczyzn tyle typów. Bywają zbieżności i wtedy mamy dwóch przeciw reszcie, którzy bronią swojego stanowiska przedkładając np, biust mniejszy nad średni.
Jako opozycja pojawia się natomiast trzech gości preferujących szerokie biodra nad biust jako taki i już opozycja staje się głosem wiodącym.
Nie ma konsensusu.
Kolor włosów? A kto w czasie genialnych farb na siwiznę rozpozna z kim ma do czynienia.
Jedni wola blondynki inni brunetki, a co ciekawsze każdy ma inne argumenty i każdy ma rację.
Jak temat zatem ogarnąć?
Czy kobiety wysokie tylko dla wysokich? Skąd, mało to par, w których on jest niższy?
Może zatem szukać niskich kobiet? Fajnie tylko jeśli się ma 2m wzrostu to niemal wszystkie są niskie.
Można tak bez końca. Szczupłe, grube, chude, inteligentne.
Każdy facet chce mieć dziewczynę, którą mógłby się pochwalić, a żeni się z kimś zupełnie innym, bo prawdziwe preferencje wyłażą w najmniej oczekiwanych momentach. Nagle okazuje się, że uwielbienie do dużego biustu nijak ma się do tego co zobaczy się nago. Nagle okazuje się, że bez biustonosza to już nie to. Że telewizja kłamie, że tzw cycki wcale nie są jędrne od jakiegoś B w górę.
Nagle okazuję się bowiem, że to jak z prawem jazdy. B wystarczy.

Niska dziewczyna wcale nie jest taka zła, bo jak się człowiek wybierze z nią na koncert to robi za gościa trzymając 40kg na barana patrząc z politowaniem na współsłuchacza więdnącego pod naporem 70-cio kilogramowej, ale nadal szczupłej żony o wzroście 180cm ;)
Wysoka z kolei sama sięga każdej półki i czasem na koncercie stoi samodzielnie, bo wszystko widzi i tyle ;)

Jaki zatem jest ten typ?
Ano żaden. Tak jak z samochodami. Jeden woli bugatti, a drugi perłę metalik ;)
Problem z typem polega jedynie na tym, że przez te nieszczęsne różnice w poglądach nie da się wbrew temu co twierdzą kobiety pogadać o dupeczkach.

wtorek, 9 czerwca 2015

Biegamy ;)



Nooo to się zaczęło już na dobre.
Wszyscy biegają, a przynajmniej tak im się wydaje. Ci którzy biegają opiewają tę formę ruchu jako idealną i najlepszą dla człowieka. Ci, których ruszyć nie sposób wynajdują dziesiątki powodów, aby tego nie robić. Dla każdego przecież coś miłego, lub nie.
Nie biegam, ale chodzę, dużo chodzę, bo przecież i tu i tam i do pracy i w pracy i po pracy. Zaraz pojawia się ktoś, kto mądrze dorzuci, że przecież nie wiesz ile chodzisz, bo nie mierzysz. Może robisz tylko dwa kilometry, a to za mało dla zdrowia. Trzeba biegać, wtedy zobaczysz jak się będziesz cudownie czuł, a do kompletu to najtańszy sport.

Taaaa. Ano biegam i ja, ale średnio intensywnie i raczej niesystematycznie.
Owszem biegałem od 15 roku życia trenując lekkoatletykę, ale już wtedy nie dawało to żadnej frajdy. Ot biegaliśmy. Teraz znów biegam, ale bardziej ze świadomością, że coś robić muszę, bo lata lecą jak szalone, a to miało być najtańsze rozwiązanie i przecież wiem jak sobie krzywdy nie zrobić. Tak przynajmniej było gdy byłem sprawny i młody.

No i miało być przede wszystkim tanio, ale gdy zacząłem się dozbrajać, aby przy moim bieganiu nie obetrzeć sobie tego i owego, to już tanio nie było.
Buty to już najmarniej 200. Koszulki, spodenki, majtki, coś pod spód i na górę i nagle tysiąc pęka. Tanio? No rower wyjdzie drożej, jakiś squash pewnie jeszcze lepiej. Tenis itd to już zabawa dla majętniejszych, bo dochodzi jeszcze wynajęcie kortu i kogoś z kim się zagra.
Najtaniej wychodzi basen, ale trzeba umieć pływać i to nie rozpaczliwym, ale jakoś fachowo, aby siary nie było na torze.

No i wracamy do biegania.
Bawią mnie wstawki na portalach wśród znajomych, którzy pieją nad tym jak to cudownie jest biegać, jakie to wspaniałe uczucie. Wszystko to jest mi tak bardzo obce jak dno Mariańskiego Rowu.

Mordęga, walka z kolką, bolącymi udami, spoceniem jak szczur i biegiem z czerwoną paszczą gdy mija się jakąś dupeczkę, która to własnie wybiegła z domu i lekkim truchtem sunie fachowo z zamkniętymi ustami.
Gdzie ta frajda? Gdzie radocha?
Owszem czuję się lepiej, ale nie róbmy z tego jakiegoś cudu.
Wyjście z domu to największa walka jaką muszę ze sobą stoczyć, bo albo wiatr, albo deszcz, albo słońce, albo zbyt wcześnie, czy może zbyt późno.
Na domiar złego coś zjadłem niedawno i widmo kolki już od strzału kładzie mnie w objęciach fotela.
A brzuch rośnie a raczej obrasta w tłuszczyk bo przecież lato nie trwa wiecznie i na zimę trzeba baniak ogrzać ;)


Po co zatem biegamy?
Właśnie. 
Tak zupełnie szczerze to fakt lepszego samopoczucia, czy stanu zdrowia ma w tym wszystkim marginalne znaczenie.
Przecież nagle nie zaczęliśmy wszyscy dbać o zdrowie.
Wstawianie wszystkiego równo jak leci na FB też nie jest celem samym w sobie więc co?
Napędem jest seksualność, dominacja, zazdrość, a raczej jej budzenie.

To dla płci przeciwnej w głównej mierze biegamy. Koleś spod siódemki biega od dwóch miesięcy i zaczął cholera wyglądać jak człowiek, a do tego babeczki z klatki obok zaczęły się do niego uśmiechać. Koleżanki zaczęły wychodzić z kijami, a teraz też biegają. Tyłek jakiś fajniejszy, talia się pojawiła, a gdy biegną gapi się jeden z drugim za nimi.
No jak cholera nie biegać skoro grawitacja swoje prawa ma i albo dupsko podwiesisz na mięśniach, albo oprzesz o pancerne majtasy.
Sam w ciuchach do biegania nawet sobie się podobam co mi się nie zdarzało, a po biegu efekt pompy w mięśniach daje poczucie spełnionego obowiązku. No i choć nie wyglądam młodziej, to na bank moi rówieśnicy coraz starzej ;)



Poza tym powiedzmy sobie szczerze. Nic tak nie dodaje kopa facetowi jak komplement z ust koleżanki, przy jej osobistym prywatnym mężu ;)