Rąbniemy?
No i jaka może być odpowiedź? No jaka? Oczywiście jedna.
Wiesz dziś nie mogę, bo żona wychodzi, bo ciotka ma zawał gara pełnego kompotu, bo syn ma spacer i trzeba za nim pójść, bo pranie właśnie dochodzi i trzeba spojrzeć przez drzwiczki pralki jak pięknie wiruje...
Odpowiedzi jest od cholery, ale pozostaje jedno małe ale.
Każdy facet, bez wyjątku zaraz dorzuci... ale w piątek chętnie, albo coś równie irracjonalnego jak zdanie pełne nadziei i strachu w głosie
- jak ja dawno nie piłem.....
Dawno kurwa. Najdalej trzy dni temu w sobotę ;)
I tak żyjemy. Czy wóda to zapełniacz pustego żołądka, czy remedium na smutki po stracie psa np. Może jednak coś na kształt brakującego "c" w niedoskonałym słowie Harakter?
No bo jak inaczej do tego podejść? Harakter przez samo "H" to jak facet w szeroko rozpostartymi ramionami i nogami do kompletu, wołający z pewnością w głosie "To ja do kurwy nędzy", a zaraz za nim stoi żona wołająca cicho, acz jeszcze pewniej z tym brakującym "C"... i chuj....
Wóda to największy męski atawizm.
Ostatni bastion, który nie wiedzieć czemu natura pozostawiła nam byśmy trawili go lepiej i pewniej przyswajali.
Tym z małym interesem dodaje męskości, tym z brakiem charakteru odwagi. Ci, którzy przez naturę obdarzeni zostali brakiem zarostu i piskliwym głosem startują nagle do dziewczyny siedzącej przy barze, na którą lampi się czterdziestu łysych karków ze ślinotokiem, a Ci poruszający się Corsą 1.0 nagle spod świateł startują z Bejcą M-group tylko dlatego, że mają naklejkę sport za 3,5zł.
Taka nasza wóda jaką ją wlejemy.
Chorzy nazajutrz nie pamiętamy co działo się wcześniej i jedynie gdzieś przez mgłę "dożywamy" opowieści dnia poprzedniego dosnute jeszcze bogatszymi poprzez sny wydarzeniami.
To my. Mężczyźni.
Nie potrafimy, nie chcemy, nie możemy. Wiele przed nami, do zmroku życia.
Zawsze jest czas na zrobienie wszystkiego i tego nie zrozumie nikt poza drugim mężczyzną. Innym naszego gatunku, który w sobotni wieczór gdzieś pod pretekstem pomocy przy wniesieniu kanapy, walnie lufę i zapomni na chwilę. Ten zrozumie.
Wróci do domu, wyjdzie z psem i załka gdzieś w duszy za kawalerskim życiem.
Za wygłupami do rana. Za starym escortem 1.3 na gaźniku, którego skrzętnie w garażu ojca oklejał z kumplami w płomienie i piękny napis 4.0V8.
O wystawianiu namiotu na trawnik i mieszkaniu w nim przez tydzień pod pretekstem suszenia go przed wyjazdem na wakacje, czy głupim opalaniu na dachu, który pochłonął niejeden koc.
Postoi przed motocyklem sąsiada udając, że patrzy gdzieś przed siebie.
Pomarzy i westchnie bo to co jego już jego nie dotyczy. Zatracił się ze strachu bo tak bardzo chciał i nic z tego nie wyszło, a teraz zwyczajnie się boi.
Wróci do domu i stwierdzi, że jest za stary oszukując sam siebie.
Pomyśli o tym w kategoriach, których nie zna przyjmując je za swoje.
Doceni czasem dom, rodzinę i uzna, że przeciez jest szczęśliwy obok swojej żony z nadwagą i wąsem, z którego kiedyś tak bardzo się śmiała gdy sąsiadka rodziców zlizywała z niego majonez z klasycznego jaja na twardo na etatowej co sobotniej imprezie.
Gdzie to wszystko?
Sam wspomina, bo sięga pamięcią przecież do tych dni gdy do rodziców wpadali znajomi.
Miło to wspomina bo spał jak zabity gdy rodzice tańcem kończyli imprezę w duchu strzemiennego.
Miło wspomina bo dom żył, a on już nie.
Siedzi teraz na schodach klatki patrząc jak po drugiej stronie ulicy jakiś małolat odważnie sięga czci córki jego sąsiada. Już krew w nim nie tak gorąca. niby zawrze, ale stygnie szybko bo przecież sam właśnie złapał rumieniec na uszach na myśl o Wioletcie, która była jego pierwszą po pośladkach całowaną gdy marzył dopiero o zaroście.
Ech. życie.
Dlaczego aż tak bardzo boimy się żyć?
Z zazdrością patrząc na młodych, wolnych szlag nas trafia gdy idąc przez miasto krzyczą "Legia chuje" zapominając jak sami darliśmy się w niebogłosy "Luuuuudzieeeeeee, dlaczego jeszcze nie śpicieeeeeee"
Zmieniło się tylko pokolenie, obyczaje i .... wyzwiska.
Jedno i drugie budzi sąsiadów tak samo.
Po co zatem robić to w ogóle - myśli?
Bo tak. Bo czasem trzeba mordę wydrzeć aby poczuć się Panem świata przez te kilka chwil zanim ojciec usłyszy i powie co o tym myśli.
Zanim dziewczyna, w której zakochani jesteśmy po uszy uzna, że to dziecinne.
To już jest koniec. Agonia. Po chłopie..........
Ostatnia deska ratunku...... Wolność, ale nie nasza.
Wolność kolegi, którego żona rzuciła bo sam nie miał odwagi.
Teraz z dumnie podniesioną głową kroczy w nowej koszuli i pięknych butach od Ryłko strosząc pióra i oznajmiając wszem i wobec.... To mój czas.
Ostatnia deska.... Wódka z nim własnie.
My w dole, on pocieszyciel z głową w chmurach udający, że jest bosko.
Kasanova z flaszką żołądkowej zamiast whisky.
Dobrze nam w tej sytuacji.
Ciągniemy jego życie nozdrzami choć to tak bardzo żałosne.
Gdzie to wszystko?
Sam wspomina, bo sięga pamięcią przecież do tych dni gdy do rodziców wpadali znajomi.
Miło to wspomina bo spał jak zabity gdy rodzice tańcem kończyli imprezę w duchu strzemiennego.
Miło wspomina bo dom żył, a on już nie.
Siedzi teraz na schodach klatki patrząc jak po drugiej stronie ulicy jakiś małolat odważnie sięga czci córki jego sąsiada. Już krew w nim nie tak gorąca. niby zawrze, ale stygnie szybko bo przecież sam właśnie złapał rumieniec na uszach na myśl o Wioletcie, która była jego pierwszą po pośladkach całowaną gdy marzył dopiero o zaroście.
Ech. życie.
Dlaczego aż tak bardzo boimy się żyć?
Z zazdrością patrząc na młodych, wolnych szlag nas trafia gdy idąc przez miasto krzyczą "Legia chuje" zapominając jak sami darliśmy się w niebogłosy "Luuuuudzieeeeeee, dlaczego jeszcze nie śpicieeeeeee"
Zmieniło się tylko pokolenie, obyczaje i .... wyzwiska.
Jedno i drugie budzi sąsiadów tak samo.
Po co zatem robić to w ogóle - myśli?
Bo tak. Bo czasem trzeba mordę wydrzeć aby poczuć się Panem świata przez te kilka chwil zanim ojciec usłyszy i powie co o tym myśli.
Zanim dziewczyna, w której zakochani jesteśmy po uszy uzna, że to dziecinne.
To już jest koniec. Agonia. Po chłopie..........
Ostatnia deska ratunku...... Wolność, ale nie nasza.
Wolność kolegi, którego żona rzuciła bo sam nie miał odwagi.
Teraz z dumnie podniesioną głową kroczy w nowej koszuli i pięknych butach od Ryłko strosząc pióra i oznajmiając wszem i wobec.... To mój czas.
Ostatnia deska.... Wódka z nim własnie.
My w dole, on pocieszyciel z głową w chmurach udający, że jest bosko.
Kasanova z flaszką żołądkowej zamiast whisky.
Dobrze nam w tej sytuacji.
Ciągniemy jego życie nozdrzami choć to tak bardzo żałosne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz