poniedziałek, 27 września 2010

Uczucia

No i wszystko fajnie.
Niby każdy je ma. Jeden kogoś lubi, inny nienawidzi, ten ją kocha jego z kolei kocha jakiś gość i wszystko byłoby fajnie gdyby te uczucia lokowane były tam gdzie powinny. Czasem zdarza się, ze jednak trafiają tam gdzie powinny tylko jest już trochę za późno.

Co wtedy? 

Cofnąć czas nie sposób. Wymazać przeszłość da się tylko do pewnego stopnia, a zmienić życie już niestety często jest niemożliwe.
Pozostaje nam kochać, nienawidzić, lubić .... Tylko jak?
Szczęśliwi Ci, którym udało się znaleźć swoje lustro i w nim mogą się przeglądać.
Jeszcze szczęśliwsi Ci, którym to lustro szlag trafił zanim znaleźli kogoś, kto to lustro wiernie przed nimi trzymał sprawiając aby mogli być szczęśliwi.

To jest miara prawdziwego uczucia. 

Dać komuś to czego samemu się pragnie, nie oczekując nic w zamian.

czwartek, 23 września 2010

Krokodyl



Tak. 
Już dawno stwierdziłem, że jestem jak ten krokodyl. Zresztą chyba każdy mężczyzna taki właśnie jest. Ani nie jestem tajemniczy, ani tym bardziej skomplikowany. Co tu dużo mówić. Całość mojego jestestwa można sprowadzić do jednego zdania. Albo jestem głodny, albo chce mi się jeść...

Dlaczego właśnie tak? A dlaczego nie? Proste rozwiązania są najlepsze więc po co komplikować sobie życie jego zawiłościami skoro można całość odkurzyć i zasiąść przed telewizorem.


No i wszystko byłoby w porządku gdyby można było mieszkać z podobnym do siebie kumplem. Wieczorem browar, coś w tv i.........
Właśnie. Wszystko byłoby proste i genialne z natury gdyby nie natura właśnie, a ta domaga się partnerki i cokolwiek się za tym kryje komlikuje życie do granic możliwości. Fajnie byłoby sobie te partnerki spraszać z kumplem, ale prędzej czy później albo jego albo moja zostanie na dłużej i pozamiatane.
Nagle kuchnia jest czysta i zaczynamy się odżywiać warzywami.
Jakiś basen, drążek w świetle futryny i antyperspiranty. Już nie wskoczysz w koszulkę z poniedziałku tylko dlatego, że znów jest poniedziałek. Nie wskoczysz w nią nawet dlatego, że jest poprzedni wtorek bo jest już wczorajsza. 

No i co z tego? Była przecież w porządku.

No i prostota życia zostaje zachwiana. Po krokodylu. Tysiące lat ewolucji poszły w diabły z nastaniem ruchów feministycznych. Już nie można siedzieć po uszy we własnej sadzawce czekając leniwie na ofiarę. Teraz trzeba wyjść i co gorsza ładnie się przedstawić....
 
Trzeba wyglądać lepiej niż inni w sadzawce. Pół biedy gdy krokodylowi zostało jeszcze troche odwagi z dawnych męskich czasów, ale co mają zrobić Ci którzy w obecnych czasach zachwiali w sobie tę męską butę?
Zagonieni we własnym wyobrażeniu, że tak być powinno bo przecież lansowanie odkurzania i pomagania w domu jest tak bardzo na topie, że robią wszystko w dobrej wierze. Nie polują, upolowali kiedyś, ale nie jedzą, nie konsumują, a ich ofiara biega wolna i nie potrafi znaleźć sobie miejsca. 

Zaczyna szukać innej sadzawki, w której już nie wielkie opasłe krokodyle w kuchennych fartuchach, ale banda krewkich aligatorów chowa się wystawiając jedynie oczyska.

Krokodyl jednak nie ma tak źle jakby się wydawało, bo przecież ofiary już nie takie szybkie, ani już nie takie miękkie. Aligator na byle co nie poleci, a krokodyl byle młódki nie dogoni.
Siedzimy. Każdy w swojej sadzawce z sobie podobnymi i rozmyślamy. Dodajemy sobie otuchy mówiąc, że te młode to nie dla nas i choć wdzięczą się na brzegu nawet do nich nie startujemy w obawie o zbyt wczesny zawał serca.
Czekamy. Płynie czas.

Dobrze jest gdy ostatnimi zębami złapiemy jeszcze kogoś kto nie za bardzo się wyrywa. Jeśli jeszcze potrafi się odezwać, zamiast wydzierać pod byle pretekstem, jesteśmy wreszcie w domu.
Niby lepiej byłoby złapać kumpla i zaciągnąć do naszej sadzawki, ale to nie to. On sam przyjdzie i frajda z tego żadna. Na szczęście w pewnym wieku wszyscy już sobie zdajemy sprawę z tego, że błoto w którym zostaliśmy unurzani jest naszym błotem i nie ma już sensu go zmieniać. Dość poszukiwań, dość polowań.


Kumpel jest dobry od czasu do czasu, bo tak na dłuższą metę z głodu byśmy razem padli wystawijąc jedynie ponad powierzchnię tęskne ofiary oczy..

środa, 22 września 2010

Przyjaciel czy przyjaciółka



To jest dylemat tak stary jak stare są opowieści o tym jaką to wielką rybę złapałem.
Nie będzie tu frazesów o tym jak to przyjaciel to ktoś do kogo zadzwonisz w nocy i przyjedzie do Ciebie, ani też o tym, że odda za Ciebie ostatnią koszulę. Ot dywagacja na temat jaka nasunęła mi się kiedyś i wypadałoby może zostawić ją sobie na kiedyś.

Każdy powie, że lepsza jest przyjaciółka z tą różnicą w stosunku do przyjaciela, że za cholere nie dotrzyma nam towarzystwa przy kuflu. Albo odpadnie przy zapowiedziach albo po zapowiedziach będziemy chcieli ją zaprosić do siebie. 

Co potem? Po przyjaźni czy po przyjaciółce?
Pod tym względem lepiej jest mieć przyjaciela tyle, że ten generuje problem jeśli mamy też jakąś przyjaciółkę. No bo każdy jeden baran przecież pochwali się żonie jaką to mamy przyjaciółkę i dopowie coś na zasadzie " Ja tam nie wiem, ale ja nie mógłbym mieć przyjaciółki..." nawet jeśli myśli i chce czegoś zupełnie innego.

Znów pozostaje przyjaciółka. Dlaczego? Bo kobiety w kontaktach międzypłciowych są dyskretniejsze. Nie potrzebują poklasku i nie muszą czuć się lepsze. Podchodzą do sprawy uczuciowo i ważny jest dla nich punkt oparcia a nie lokalizacja tego punktu sama w sobie.

Zatem przyjaciółka? No niby tak. Niestety nie powiemy jej o wszystkim choć z drugiej strony kobiecie łatwiej powiedziec o pewnych rzeczach niż mężczyźnie byle nie pomyślała, że się użalamy i nie obudziły się w niej instynkty opiekuńcze.

Może była żona?

No może. Wszystko zależy jaką to byłą żonę się ma. Najłatwiej byłoby to załatwić w ten własnie sposób choć dla następnej byłby to potwornie ciężki orzech do zgryzienia.
Była - zawsze będzie to kochaną "przed"...
Na nieszczęście albo i na szczęscie relacje z byłymi żonami z rzadka bywaja poprawne. 

Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które załatwia wszystko i nie generuje żadnych problemów w formie zazdrości ze strony żony. Rozwiązanie z gruntu rzeczy niby idealne, bezkompromisowe i zawsze na miejscu.

Przyjaciółka żony. Dlaczego?

Bo to kompendium wiedzy o naszej żonie, zastaw wszystkich potrzebnych dat i upodobań żony.
Skoro się przyjaźnią to mają podobne podejście do wielu spraw a dodatkowo, przyjaciółka żony jako "blisko spokrewniona" nie wpada w oko, bo nie i już.
Gdy zadzwoni w nocy z prośbą o pomoc, żona sama wypchnie z domu do pomocy. 
Pomocna jest za każdym razem gdy chcemy kupić prezent żonie i jako kobieta pamięta o wszystkich naszych rocznicach. Czy coś takiego zaoferuje Wam choćby najlepszy przyjaciel?
Nie ma bata.

Nie będziemy się jej użalać więc problem syndromu pielęgniarki nam odpada a więc o zazdrości nie ma mowy. Same plusy, no prawie, bo to przecież przyjaciółka żony, opowie jej o wszystkim o czym dowie się od nas. Jakby na to nie spojrzeć solidarność jajników wygra z nami już w przedbiegach.

Suma sumarum chyba najlepszym rozwiązaniem jest przyjaciółka jako dziewczyna, z którą kiedyś byliśmy.
Do łóżka już razem nie pójdziemy bo to już było. Okres zakochania i zauroczenia mamy za sobą za to wiemy o sobie tyle, że rozmawiać można o wszystkim. Jeśli do tego wszystko było Ok i nikt nie ma do nikogo żalu to jest to chyba układ idealny.

Do zestawu kupujemy psa i mamy do kompletu z kim pogadać o dupach :) 

Z tego wszystkiego wychodzi, że najlepiej kupić sobie lustro i olać te wszystkie bzdety o przyjaźniach .............


Man



Facet. 
Może jednak mężczyzna. Nie lepiej facet. Wkoło to samo. Niby wszystko jest w porządku bo czym rożni się jedno od drugiego ale tak naprawdę czy ktokolwiek się nad tym zastanawia? Każdy mając lat naście chce być mężczyzną, bo tak mawiają matki. Gdy już się nim staje chce być facetem, bo na facetów lecą laski.  Ściągamy barki w dół, rozchylamy lekko ramiona by wydać się większymi i w ten sposób z mężczyzny pozostaje tylko cień, bo ten zawsze jest dłuższy i smuklejszy. Wtedy stajemy się facetami a "facet to świnia"....
To chyba nie przypadek, że tak zostały dobrane słowa tytułu tej piosenki. Dopiero gdy facet kończy okres picia bez sensu i palenia co popadnie z kumplami na klatce w bloku zaczyna tęsknić za byciem mężczyzną. Oczywiście nie wszyscy jesteśmy mężczyznami i bardzo dobrze bo i nie każda laska staje się kobietą. Niektóre jednak powyrastały z biegania za karkami i wyglądają jakoś tak, kobieco. Zwracają uwagę na intelektualistów jako ewentualnych partnerów życiowych, pytają czym się interesujesz jakby w tym wieku można było się interesować czymś innym niż jej biust, a karki z którymi do tej pory się spotykały nagle dostały brzuchów i wyglądają żenująco.

Dojrzewamy do bycia mężczyzną.

Po jakimś czasie okazało się, że smukła sylwetka jest w cenie bo koszula dopina się pod szyją i można wyskoczyć w garniaku na ślub przyjaciółki i mało tego, to właśnie  my stajemy się świadkiem bo mieścimy się w kadrze.
Na weselu żony kolegów gapią się na nas nie dlatego, że nagle się zakochały, a dlatego że siedząc możemy sprawdzić czy mamy dobrze zapięty pas w spodniach.

Jak to jest, że każdy po trzydziestce dostaje brzucha. Jak to jest, że nie ma w normalnym świecie mężczyzn szczupłych. Są albo chudzi albo z nadwagą.
Szczupli wymierają tuż po ślubie.
Ta ceremonia potrafi zabić najwytrwalszego mężczyznę.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nasze szeroko pojęte podejście do życia i tu mamy pole do popisu. Zaczyna się podział, według którego powinniśmy nie tyle być mężczyzną, co być za niego uważanym. 

Czy aby na pewno?

Paradoksalnie najłatwiej zostać mężczyzną już po ślubie. 
W zasadzie to najłatwiej się nim wtedy okazać, bo aby nim być trzeba mieć środowisko dorosłych przygotowujące do tej chlubnej roli.
Dlaczego? Skoro wszyscy kumple po ślubie dostają brzucha i zaczynają mówić coś w stylu "jestem jaki jestem", albo "musisz mnie takiego kochać, nie jestem coraz młodszy" to wystarczy na pierwszy rzut oka trochę się przyłożyć i optycznie już jesteśmy na wygranej pozycji. Niestety to tylko optyka, a ta kobiecie nie wystarcza. 
Czasem jednak wystarcza koleżankom żony by od czasu do czasu rzucić coś w stylu: "Ty to masz przynajmniej szczupłego męża a mój...." Ważne by żona przyniosła te słowa do domu bo bez tego wszystkie starania jak psu na budę. 
Pierwsze mamy z głowy. Teraz musimy już tylko zadbać o poglądy i tu już gorzej. O ile wygląd wypracujemy, to na poglądy już zapracowaliśmy i nawet z boskim wyglądem zniweczymy całe wejście otwierając usta.
Nie możemy sobie przecież pozwolić, aby koleżanki żony mówiły, że przystojny ten Twój facet ale zupełnie do Ciebie nie pasuje...
No to jak pasować? Do kogo to już zupełnie inna kwestia.
Kiedyś uknułem taką tezę, że facet zaprosi dziewczynę do restauracji, a mężczyzna na lody. Pozornie bzdura ale jak się tak zastanowić to facet z brakiem pomysłu zrobi to co podają mu na tacy w reklamie pomiędzy pierwszą a drugą połową ligi mistrzów, a mężczyzna lody traktuje tylko jako pretekst do spaceru i rozmowy dzięki której pozna "jej" zainteresowania. Pierwszy będzie o tym bębnił na prawo i lewo strosząc pióra, drugi zaś nie powie nikomu w myśl zasady: "nie opowiadaj o swojej dziewczynie koledze, bo mu się spodoba i Ci ją odbierze".

Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy mężczyznami a facetami.

Facet miał w swoim życiu ze sto kobiet. O mężczyźnie w tej kwestii nikt nie słyszał, za to to do niego dzwonią kobiety kiedy złapią gumę.