środa, 30 września 2015

Zdrada



Dorabiamy teorie do wszystkiego.

Staramy się usprawiedliwiać wszystko zrzucając na drugą stronę połowę winy, a tak naprawdę wina leży po jednej stronie. Tej stronie, która w romans się wdała. Pewnie, że można to tłumaczyć chłodem w związku, oziębieniem kontaktu, brakiem porozumienia itd, ale....

Jeśli nie dogadujecie się to nie ma sensu, rozstańcie się zamiast szukać czegoś na boku.
Jeśli kusi Cię koleżanka z biura zastanów się i porozmawiaj o tym z żoną, może faktycznie zapędziliście się w pracę i codzienna rutynę i wystarczy byc szczerym.
Jeśli ktoś Ciebie podrywa powiedz wprost, że to nie ta bajka i ma dać sobie spokój zamiast podkręcać spiralę bo to fajne i czekać bo może nic z tego nie będzie więcej ponad adorację.

Nigdy nie wiesz kto jest po drugie stronie i jak bardzo potrafi być niedojrzały i zaborczy. Nigdy nie wiesz jakie kłopoty za tym idą i kto jeszcze widzi, że patrzycie na siebie jak zaczarowani.
Jeśli jednak podoba Ci się to flirtowanie odejdź od obecnej partnerki czy partnera i baw się. Baw się jednak z podobnymi do siebie, wolnymi.

Klasyczny romans biurowy ma swoje bardzo proste podłoże.
Do pracy ubieramy się lepiej, porządniej. Kobiety wskakuja w obcisłe spodnie czy spódniece. Idealne kształty podkreśla otrzymana od męża droga bielizna i idealnie ułożona fryzura. Pełen makijaż i już po godzinie możemy zobaczyć swoją żonę jak cudowna i piękna znika za drzwiami mieszkania. Dumni jesteśmy, że to żona :)

On po porannym goleniu, wypachniony, wysmarowany antyperspirantem wskakuje w najlepsze jeansy, czyści buty, dopina koszulę i z ułożonymi na świeżo włosami staje przed lustrem prostując się jak na defiladzie, aby dodać sobie animuszu. Ostatnie poprawienie kołenierzyka przez ukochana małżonkę i rusza...

Wpadają oboje do biura. On przystojny, ona piękna jak muza. Wyglądają oboje idealnie. Nienaganne maniery, bo w pracy. Starają się oboje, być najlepszymi na świecie. Wszyscy w biurze się starają. W pracy widuje się wiele osób, co jakiś czas ktoś komuś wpadnie w oko, ale przecież w domu mamy swojego Adonisa czy tzw dziesiątkę, więc nie zwracamy uwagi na innych. No właśnie..........
On opowiada ze spokojem, acz pasją o swoim życiu, o sporcie, który go pasjonuje, o kontrakcie który właśnie podpisał i chyba czeka go awans. Ona opowiada o dzieciach, które kocha nad życie i są jej oczkiem w głowie, o studiach podyplomowych, które właśnie zaczęła bo przecież chce się rozwijać i jest ambitna. Nie ma prozy życia, a lukier aż klei buty do podłogi i nie mogą się oderwać.

Pojawia się wymiana kontaktów, adresów e-mail, komunikatorów.

Potem opowieści przechodzą na tematykę smutniejszą. On mami ja kawałkami jak to kocha żonę, ale jej ustawiczne zmęczenie sprawia, że nie ma już tej czułości co kiedyś, a przecież jest tak cudowny i wciąż o nia zabiega, ona choć w domu dokładnie taka sama opowiada jak to brak jej zabiegania ze strony jej męża, bo wtedy zrobiłaby dla niego wszystko. Są tacy sami w swych kłamstwach i tak samo ślepi w pragnieniach. Słowa pisane są interpretacyjne, każde odbiera je przez pryzmat własnych wyobrażeń, fantazji, buduje w głowie idylliczny obraz. Wszystko jest takie jak ma być, bo niewerbalne. napisac można więcej niż powiedzieć. Nikt nie patrzy, nie dopytuje, nie interpretuje kłamstw.

Jest więcej czasu na zastanowienie.

A w domu?
On wyskakuje z marynarki bo trzeba wyrzucić śmieci, bierze psa na szybki spacer i moknie jak szczur. Po powrocie wskakuje w jakiś t-shirt i leci dokonać przeglądu w samochodzie. Ona w tym czasie zmywa makijaż aby dać skórze odpocząć, zresztą i tak po kilku godzinach już lekko przyciemniał i ją wkurza. Spina byle spinką i byle jak dotąt przepięknie rozpuszczone włosy, aby jej nie przeszkadzały i wskakuje w wygodny, lekko rozciągnięty dres.
Gotowanie, prasowanie, dzieci, lekcje, kapiel i po całym dniu siedzą oboje na kanapie nie mając już siły na rozmowę. Jedno chciałoby się przytulić jedynie aby zamknąć oko, drugie potrzebuje odrobiny spokoju bo całym dniu gonitwy...

Rano obudzą się silniejsi, pełni chęci o poranku, bo w biurze będzie ktoś, kto wygląda jak milion dolarów i tak bardzo jest bliski ideału, może przyniesie kupionego na prędce batonika, albo sok jednodniowy imponując wiedzą i podejściem. Ktoś inny od tego co w domu, inny od rzeczywistości, nowy....
Każdy utwór grany w radio gra własnie dla nich. Opowiada ich historię i własnie teraz dla nich gra. Świat wiruje i wszystko jest takie jak zawsze miało być...

Potem już koszty się nie liczą. Machina ruszyła, poszła. Nadgodziny, wspólne podwożenie, ukrywanie się z telefonem w toalecie, maile, zauroczenie, seks....

A wystarczy porozmawiać, mieć charakter i powiedzieć dość. Zróbmy coś z tym i będzie dobrze.

Koleżanka powiedziała kiedyś coś co tak naprawdę załatwia sprawę gdy się nad tym głębiej zastanowić. Czasem wystarczy poczochrać kogoś po włosach i powiedzieć starajmy się, a będzie dobrze.

Romans to zawsze tylko romans, ktoś się nacieszy, ktoś się znudzi, ktoś kogoś upokorzy i zniszczy. Cierpi na tym więcej osób niż nam się wydaje.

Potem zostajemy sami. Pojawia się nowy towarzysz. Wszechobecna pustka. Wieczory stają się nieznośne, a każda piosenka gra teraz coraz smutniej. Nie wiedzieć dlaczego śpiewają o tęsknocie, o utraconym uczuciu, o tym, że ktoś tak bezpowrotnie odszedł zraniony. Poczucie winy, świadomość głupoty i niedojrzałości.

Do pracy trzeba wrócić i spotykać tego kogoś, kto jeszcze nie tak dawno tak cudownie wyglądał przechodząc korytarzem. Dziś nogi ma jakieś krzywe i dziwnie porusza biodrami. Włosy mu odrosły i zaczęły się dziwnie układać, a na domiar złego przytył i twarz zrobiła się jakaś taka nalana. 

Ona w tej spódnicy to jakoś tak drobi jak gejsza, a stopy lekko jej się rochylają jak u kaczki i choć do tej pory uśmiech miała taki rozkoszny, zabawny to dziś rechocze jak żaba i za każdym razem tak infantylnie marszczy nos jakby chciała wszystkich poderwać.

Czasem powiedzą sobie komplement. Skłamią, że wciąż kochają, ale dzieci są nagle tak ważne dla nich obojga, że nie mogą już dłużej zyć w tym kłamstwie i potrzebują czasu, choć każde wie, że czar prysł. Chwilowe zadurzenie sięgnęło nasycenia. Emocje opadły wśród coraz to bardziej dostrzeganych wad.
To już nie ten odwazny męski typ. Nagle jest tchórzem zasłaniającym się dziećmi. To już nie ta chętna dziewczyna co kiedyś, a domagająca się związku i adoracji kobieta.

Do domu, byle do domu, do samotni, pustej, cichej, bo już mieszkają sami.
Pies nadal moknie, ale już nikt nie śpieszy się do domu. Moknie z nim.
Marynarka lekko zakurzona bo nie ma już dla kogo jej zakładać. Koszule niewyprasowane, a pranie nigdy nie trafia do szuflady. Wisi na suszarce tak długo, aż nie zdejmie ostatniej czystej sztuki. Jej wyciągnięty dres ma odbarwione ślady po nutelli, którą w smutku przy nostalgicznej książce zajadała rozterki, a włosy straciły dawny blask ustepując pojawiającej się wśród odrostów siwiźnie. 

Ona ma dzieci, odskocznię, obowiązek, dawny harmider wśród smutku. On doszedł już do końca internetu.

Tęsknią. Za dawnym życiem, za dawnym byciem, za tymi wieczorami gdy w ciszy oboje patrzyli na swoich partnerów w zakochaniu i choć każde chce wrócić to walczą ze sobą przeciw sobie.....

Czas jednak leczy rany. Liżą je długo w napięciu i tęsknocie by móc otworzyć się na świat.
Podobno żałoba po kimś kto żyje jest największą z traum jakie mogą spotkać człowieka. Podobno kocha się bardzo długo nawet, gdy spotka się nowe uczucie. Podobno tęsknota jest najlepszym wyznacznikiem, bo jeśli tęsknisz, to znaczy, że kochasz, a dopóki kochasz, dopóty warto jest walczyć.

Wszystko podobno, bo niewielu przez to przeszło. Niewielu udało się chcieć. Wszyscy czekali na cud, a ten nigdy nie nadchodzi.

Potem spotyka się kogoś, kogoś podobnego nam samym. Podobnego problemami, szukamy go. Szukamy tożsamości, bliskości i pokrewieństwa dusz. Szukamy odruchowo żałoby by móc tak naprawdę pokochać i znowu poczuć, znów zyć. 
Mamy tendencje do umartwiania, jakby niedosyt bólu pchał nas w jeszcze większe problemy. Jakby jedynym remedium na prawdziwe uczucie było sponiewieranie do granic wytrzymałości, do dna, bo tylko wtedy ma się pod nogami grunt, od którego tak naprawdę możemy sie odbić.

Wtedy, i tylko wtedy zaczniemy na nowo zyć.




Kobieca uroda

żródło: internet


Powiem Wam, że coś jest w kobiecej urodzie takiego, że z upływem czasu nabiera charakteru, dziewczęca frywolność ustepuje miejsca pociągającej kobiecości i przestaje mieć znaczenie jaki ma wzrost czy kolor oczu. Zauwazyliście, że nie robi się zdjęć portretowych 20-to latek? Zawsze jest to kobieta ukształtowana, mająca w sobie życie i jego kolory.

Mówi się, że mężczyźni z wiekiem dojrzewają, a kobiety nabierają zmarszczek, ale czy tak naprawdę nie jest to dorabianie ideologii do tego wiecznie rochwianego pomiędzy swoimi gadżetami chłopca i tej dziewczyny, która jakoś musi się z kalendarzem pogodzić?

Każde z nas zmierza ku jesieni i jakkolwiek byśmy z tym nie walczyli, więdniemy.
Godność, z jaką podchodzą do tego jedni jest chwalebna, dystans u innych wywołuje zazdrość, a jeszcze inni pod warstwą makijażu ukrywają pojawiające się już przebarwienia skóry, ale każdy na swój sposób zdaje sobie z tego sprawę.

Lubię twarze, na których widać retrospekcję, które mają swoją historię, smutki i radości zycia. Twarze, które nie jeden problem przetrwały i niejedna burza wysmagała powierzchnię ich policzków. Zamyślone czoło i ukazujące radość zycia "kurze łapki" otaczające spojrzenie pełne ciepła i zdradzające umysł dający rozkosz obcowania.

Kobiecość z wiekiem nabiera ogłady, już niczego nie trzeba udowadniać, nic już nie stoi na przeszkodzie. Wygląd ustępuje miejsca skrywanej niegdyś subtelności, a niewątpliwy sex appeal dla mężczyzny staje się wymowny i czytelny. Swoistej maniery nabiera jej sposób poruszania się. Już wie doskonale jakie buty ubrać, jaką sukienke zalożyć, w których spodniach czuje się wygodnie i kiedy ma to wszystko w nosie. Dojrzałość i świadomość siebie, której nam mężczyznom tak naprawdę nigdy nie dane będzie doświadczyć.

Kobieta prawdziwa.

Dla swojego mężczyzny będzie dumą, dla innych tęsknotą...