czwartek, 6 sierpnia 2015

Refleksje

źródło: internet
Mężczyzna to dziwny twór.


Żyje, pracuje, czasem myśli. Piszę czasem bo przecież stereotyp głosi, że sex zaprząta nam głowę.Nie mniej nie więcej niż samochody, motocykle, a u innych babki piaskowe czy nowe okulary.
Co za różnica co dzieje się w głowie mężczyzny skoro i tak z czasem zapomni dlaczego wciąż ogląda się za kobietami...

Życie toczy się czasem nie tak jak byśmy tego chcieli.

Jedni osiągają sukces, inni wygrywają w totka, jeszcze innych spotyka w życiu coś czego sami sobie zazdroszczą. Wybory jakich dokonujemy nie sprawiają, że się nad nimi zastanawiamy, dokonujemy ich i czy są dobre czy złe nieistotny jest wynik. Istotne jest aby się nie bać.

Zawsze moim dzieciakom powtarzałem jak mantrę, że najłatwiej jest stać z boku i śmiać się z tego który próbuje, ale stanąć przy nim i zmierzyć się z nim, tu już odważnych brak.Więc próbują. Te starsze świadomie, te młodsze trochę na własną rękę, a trochę trzeba popchnąć. Sami jednak musimy za każdym razem pokazać, że też się nie boimy. Powtarzam im to bo sam przez większość życia się bałem. Kompleksy sprawiały, że wciąż byłem nie dość doskonały, obawa przed okazaniem się śmiesznym blokowała mnie całkowicie, a przecież nie jest najważniejszym w życiu to, czy ktoś się z nas śmieje czy nie, ale to aby spróbować. 

Kocham moje dzieciaki. Napawają mnie dumą i gdybym miał zmienić swoje życie nie zrobiłbym tego. Wiele zakrętów i potknięć nauczyło mnie nie tego, że należy wyciągać wnioski, ale tego, że to własnie w tym życiu jest najfajniejsze. Popełnianie błędów. Wiem tyle ile wiem. Może zazdroszczę czasem rówieśnikom stabilnego życia.

Żony u boku, gotującej co niedzielę rolady.
Być może zazdroszczę im rozpoczetej budowy i kredytu na 30 lat.
Wszystko być może.
Ja mam dzieci. Cudowne, inteligentne, grzeczne i potrafiące się zachować w każdej sytuacji. Dzieci, które się mnie nie wstydzą nawet jeśli moje życie złapało kolejny zakręt i cholera wie czy zakręt ten nie okaże się spiralą w dół. Kocham i to jest najpiękniejsze w życiu. Pieniądze dziś są, a jutro może ich nie być. Samotność pozostaje z nami na dłużej.

Po 40-tce chyba każdy łapie się od czasu do czasu na refleksjach. Zastanawiamy się gdzie tak naprawdę jesteśmy. Pojawiają się pytania bo przecież kawał życia za nami. Powoli odchodzi w cień starsze pokolenie, a przecież jeszcze nie tak dawno spoglądaliśmy na nich z tylnej kanapy dużego fiata.

Ile mamy? Po co nam to? Gdzie w tym wszystkim my?

Samochód, byle jak najnowszy bo przecież kolega ma "większego". Motor? Byle jak najszybszy bo przecież... ech nie utrzymamy go w rękach. Mamy już 40-lat i refleks nie ten. Śmiejemy się z kolegi w pracy, który zadurzył się w smarkuli z recepcji. Rozprawiamy o tym, że ma kryzys wieku średniego, a w duszy każdy mu zazdrości, bo on jest wolny. Co z tego, że żona go rzuciła. Może nie była tego warta, a może on nie sprostał jej. Teraz to on ma błysk w oku za którym próżno spoglądamy co rano w podkrążone oczy. Zazdrościmy wszystkiego. Nawet jeśli się nie przyznajemy. Owszem dziś już mniej niż kiedyś. Młodzieńczy temperament medycy zaklinają w tabletki więc racjonalizujemy to co nas otacza. Staramy się nie dopuszczać do takich sytuacji. Opowiadamy o tym z dumą nazywając to wszystko najładniej jak potrafimy i wydajemy się mądrzy. 

Cudowni czterdziestolatkowie przeglądający na FB zdjęcia na osi "Piękne po 40-tce" :)

Nie podniesiemy już tyle co kiedyś bo mięśnie swój złoty wiek mają już za sobą i nie ma się co oszukiwać. Lepiej już było. Każdy z nas targa swój krzyż. Każdy ma jakąś pracę, rodzinę, samochód i tylko czasem okazuje się jak bardzo to wszystko jest ulotne. Wtedy dopiero człowiek łapie się na tym, że dorobił się garba w imię zasad, że czego by nie miał sprzeda to w cholerę aby oderwać się od dna lub pomóc komuś na kim mu tak naprawdę zależy.

Nic nie jest ważne ponad to, czego tak naprawdę nam brak.
Nic nie jest ważne ponad kogoś. Życie się toczy, a z tym życiem my. 
A z nami kto?

Czasem samotność popłaca. Otwiera oczy, ukazuje błędy, te błędy, które sprawiły, że jesteśmy tacy jacy jesteśmy i najważniejsze w tym wszystkim jest to aby siebie polubić.

Usiąść czasem na balkonie wynajętego mieszkania ze szklanką w dłoni i nie bacząc na to co za oknem i co za nami po prostu odpocząć w swoim towarzystwie, dopóty, dopóki nie poznamy kogoś, kto wywróci nasz świat na nowo ;).



Męskie życie


Obiegowa opinia głosi, że mężczyzna w życiu ma łatwiej.
Być może.

Praca w zasadzie teoretycznie lepiej płatna na podobnym stanowisku, ale kobiety są sumienniejsze.
Podnieść możemy więcej oczywiście, ale przecież nie w tym rzecz bo ileż jest zawodów w których coś targać trzeba.
Można by tak mnożyć doczesności w nieskończoność, bo oto pilotaż dla mężczyzn teoretycznie, samochodami tez częściej władamy my, a kobiety to pieluchy i gotowanie i takie tam.
Okazuje się natomiast, że przyjemniej jedzie się autobusem miejskim prowadzonym przez kobietę, a najlepsi szefowie kuchni to mężczyźni i co?
Ano nic.
Nie to tak naprawdę jest najważniejsze co widać, ale to czego zobaczyć się nie da.

Nie będzie to porównanie bo przecież nie wiem co drzemie w głowie dziewczyny, ale próba naświetlenia tego, co nam w duszy gra lub grać musi.

No więc rodzimy się. Super.
Jesteś chłopakiem, czyli potomkiem, który pociągnie linię rodu, który będzie dumą ojca, który będzie silny, odważny i..... zaczyna się psychoza, która trwa do końca życia mężczyzny.

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego chłopcy płaczą gdy się wywrócą podczas gdy dziewczynka płacze rzadziej?
Bo dziewczynka wie, że zostanie przytulona, a chłopak usłyszy jedynie.
Nie rycz, jesteś kawał chłopa, chłopaki nie płaczą. Wzrastamy w ustawicznym ciśnieniu. Ciągle ktoś patrzy.
Musisz pierwszy jeździć na rowerze, wchodzić lepiej na drzewa, być najlepszym w budowaniu łuków. 
Gdy dorastasz zaczyna się kolejny wyścig zbrojeń.
Chwała tym, którzy nie mają zapędów na samca alfa. Żyją, dorastają i zdobywają rożne doświadczenia. Ci na czele łatwo nie mają.
Bójki i ustawiczne udowadnianie swojej pozycji w stadzie. Na zajęciach WF musisz być najlepszy, jeśli ktoś jest lepszy to po prostu boli. Bardzo boli.
Boli tym bardziej, że za plecami wciąż jest ojciec i całe środowisko.
Ciśnienie na psychikę osiąga kulminację, ale to nie jest najgorsze.
Posiniaczone ciało i podbite oczy nie stanowią problemu. Masz przecież pozycję.

Jest super.

Było....
Dziewczyny interesują się kimś innym. Znów ciśnienie, znów psychika cierpi.
Budzą się atawizmy, budzi się pożądanie, pragnienia.
Ten ma dziewczynę, a tamten już się całował. Do tego widzisz jak ojciec jest lubiany przez znajome Twojej matki i wiesz, że musisz.

Siada morale. Pojawia się trądzik. Włosy nie chcą się układać, a na dokładkę starzy nie chcą Ci kupić tych butów co to wszyscy je właśnie noszą i odstajesz od stawki.
Do bani taki żywot. Za to zaczynają się wakacje. Kolonie. Jedziesz.
Okazuje się, że jesteś bogiem. Inne środowisko wyzwala w Tobie cechy, o których nie miałeś pojęcia.
Pierwsze miejsce w skoku w dal, pierwsze w rzucie piłeczką, pierwsze w rysunku. Nagle dziewczyny z kolonii lgną do Ciebie abyś narysował im coś na chustach. Nagle okazuje się, że targanie przez siostrę na dyskoteki w jej liceum sprawia, że jako jedyny tańczysz.

Chwila chwały jest Twoim udziałem, ale....

Trzeba wrócić. Wracasz. Stare kompleksy pojawiają się z siłą wodospadu. 
Szkoła średnia to już katastrofa. Kto pierwszy spał już z dziewczyną, kto pierwszy zrobi prawko i czym jeździ. Umiesz palić gumę? jesteś gość. Masz kasę na wachę? jesteś Bogiem.
Masz dziewczynę? Wszyscy Ci zazdroszczą, ale...

Znów cholerne ale. Mając lat naście łatwo nie jest. Dziewczyny jeszcze o sobie niewiele wiedzą, a Twoje hormony napędzające tak mięśnie jak inne partie ciała nie pozwalają jej siebie poznać. Po prostu presja środowiska, aby być tym, który jest idealnym kochankiem i stanie na wysokości zadania jest tak ogromna, że potrafi zabić.

Koszmaru ciąg dalszy.

Można tak bez końca. Małżeństwo? No nic prostszego. Taaaak.
Kochanie, napraw kran bo trochę cieknie,  a w samochodzie coś puka, acha, jakbyś tak wychodząc wymienił jeszcze lampę i poprawił gniazdko.

Koteeeeek, a wiesz co? Zajrzysz do żelazka bo wieczorem idę z Anią a coś chyba nie grzeje, a w przyszłym tygodniu zrobimy remont bo na te płytki w łazience już nie potrafię patrzeć....

I co? I musisz to wszystko umieć. Bo jesteś mężczyzną. Pół biedy jeśli miałeś ojca, który miał tyle rozumu, że nauczył Cię wszystkiego, pół biedy jeśli sam potrafił, ale jeśli nie?
Właśnie. Presja rośnie.

Małżeństwo to oczywiście również pożycie i tu wracają stare demony. Koszmar.

I tak całe życie.
Wszystko trzeba umieć, nie można się bać. Musisz potrafić wymienić koło, odkręcić słoik, nie bać się pająków, robali, gadów, zwierząt. Nie możesz się bać ciemności i zawsze stać na wysokości zadania.
Nie wolno Ci czegoś nie potrafić i nie możesz zawalać. Dojechać do Chorwacji bez snu i jeszcze wszystko wypakować. 
Nie ma zbyt ciężkich bagaży i zbyt trudnych spraw.

Niesiesz dzieciaki na barana kilka kilometrów bo żona wymyśliła wypad w góry. Znosisz dzielnie ból i nadwyrężone mięśnie. Dożynasz organizm i uśmiechasz się gdy wszystko boli tak, że aż piecze.

Jesteś mężczyzną. Dlaczego żyjemy krócej?
Bo psychika siada szybciej, bo presja jest ogromna, bo całe życie walczysz o byt i przywództwo.
Organizm zbiera blizny i prze dalej.

Jedynie wieczorem, gdy wszyscy idą spać, a swojemu synowi właśnie przeczytałeś bajkę stajesz przed lustrem. Opierasz się o umywalkę i pojawia się westchnienie, że on, ten mały człowiek będzie miał jeszcze trudniej niż Ty.
Że kobiety mają coraz większe wymagania, a środowisko wywiera coraz większy nacisk i zastanawiasz się gdzie jest tego kres.
Patrzysz w lustro, a zaczerwienione z niewyspania oczy lekko podchodzą łzą i nie użalasz się nad sobą bo nawet wysoka gorączka nie kładła Cię do łóżka, ale dlatego, że popełnisz te same błędy co Twój ojciec.